PRZEDZIAŁ NA STO I WIĘCEJ OSÓB
1965Marek Piwowski
Przedział na sto i więcej osób to druga etiuda szkolna Marka Piwowskiego. Opowiada w niej o jadącym pociągiem mordercy, który w przedziale dokonuje kolejnych zbrodni. Wysoki, szczupły mężczyzna w płaszczu, skórzanych rękawiczkach i przeciwsłonecznych okularach podróżuje samotnie. Nagle dostrzega leżący na siedzeniu kaszkiet i wyrzuca go przez okno. Po chwili do przedziału wchodzi pasażer, zdejmuje kapelusz i zaczyna czytać gazetę. Zwraca uwagę na opatrzone zdjęciem ogłoszenie o nagrodzie wyznaczonej za wskazanie groźnego przestępcy. Człowiek siedzący naprzeciw wygląda identycznie jak ten z fotografii. Nowy pasażer staje się coraz bardziej nerwowy. Gdy podejrzany zakłada rękawiczki, bohater gwałtownie wstaje i usiłuje wydostać się z przedziału. Morderca blokuje drzwi. Nagle zapada ciemność. Po chwili kamera powraca do jasnego przedziału, w którym pozostał kapelusz ofiary. Morderca wyrzuca go przez okno. Tymczasem do przedziału wchodzi następny człowiek...
Tym razem, inaczej niż w Muchotłuku (1966), Piwowski posługuje się wyłącznie konwencjami kina fabularnego. Nie oznacza to jednak, że rezygnuje z charakterystycznej dla jego twórczości gry filmową formą. Odwołuje się bowiem do rozwiązań typowych dla thrillera. Buduje napięcie za pomocą rekwizytu: rękawiczek, czapki i kapelusza. Wyraźnie akcentuje punkt zwrotny w dramaturgii, kiedy bohater, identyfikuje zbrodniarza. W momencie kulminacyjnym potęguje napięcie, wykorzystując przestrzeń pozakadrową i elipsę. Króciutka etiuda Piwowskiego to także niepozbawiona ironii makabryczna komedia. Przeważa w niej, tak istotny w późniejszych filmach Piwowskiego, żywioł parodii. Źródłem komizmu jest przerysowanie pewnych elementów thrillera. Strój i zachowanie mordercy są natychmiast przez widza identyfikowane. Wyrzucenie czapki jest już pewnym informacyjnym naddatkiem. Jednocześnie autor korzysta z języka kina niemego, choć film trudno uznać za niemy. Nie pada w nim wprawdzie ani jedno słowo, lecz został opatrzony niezwykła ścieżką dźwiękową. Jazzowa muzyka z wyraźnym motywem trąbki tworzy nastrój szalonej, szybkiej podróży. W drugiej części filmu milknie trąbka, a dominować zaczynają instrumenty perkusyjne, które współtworzą dramaturgiczne napięcie. Na koniec znów powraca trąbka, a pociąg wjeżdża w ciemny tunel, co nie wróży dobrze ostatniemu współpasażerowi mordercy. Klamrowa kompozycja ścieżki dźwiękowej sugeruje, że szaleństwo trwa, a morderca dokonywał zbrodni w przeszłości i będzie robił to nadal.