JAK CO DZIEŃ...
1955Kazimierz Karabasz
Etiuda o problemach komunikacyjnych ludzi dojeżdżających do pracy w mieście w latach 50-tych. Z podwarszawskiego osiedla wyruszają oni zatłoczoną kolejką, rowerem, ciężarówką, autobusem. Jednak powoli obraz ten się zmienia. Powstaje kolej elektryczna, a nad jej sprawnym kursowaniem czuwa wielu ludzi.
Kazimierz Karabasz opowiada o codziennym trudzie kolejarzy, których zadaniem jest dowiezienie tysięcy ludzi do stolicy. Choć narrator w bezpośrednich zwrotach do widzów nakazuje docenienie ich wysiłków ("Ale kiedy gniewasz się czasem z powodu dziesięciminutowego opóźnienia, pamiętaj - to nie z winy kolejarzy te dziesięć minut. To dzięki kolejarzom tylko dziesięć minut."), Karabasz wychodzi w swym filmie poza schemat dokumentu socrealistycznego. Dostrzega to, co w przekazie propagandowym nie było relacjonowane. W jego filmie widoczny jest wprawdzie optymizm, wiara, że rzeczywistość zmieniana jest z korzyścią dla człowieka. Jednocześnie jednak kamera dokumentalisty filmuje zatłoczone pociągi i ubogie przedmieścia. Opowiada o długich dojazdach do pracy, które zimą są jeszcze trudniejsze. W silnie zretoryzowaną strukturę filmu wkrada się charakterystyczny dla późniejszej twórczości Karabasza duch obserwacji. W pierwszych ujęciach widzimy uśpione jeszcze robotnicze osiedle. Powoli pośród gęstej zabudowy z cegły pojawiają się pierwsi ludzie: jakaś kobieta wychodzi z siatkami na zakupy, ktoś wykłada poduszkę na poranne słońce i wiatr, ktoś inny pompuje wodę do wiadra. W kolejnych kadrach pojawiają zatłoczone stacje kolejowe. Dominujące w filmie szerokie plany Karabasz przełamuje zbliżeniami, w których pokazuje twarze ludzi - zmęczonych, spracowanych, drzemiących w podróży.
Szkolna etiuda twórcy Muzykantów zapowiada późniejsze realizacje zaliczane przez historyków kina do tzw. "czarnej serii", filmów podejmujących problematykę przemilczaną w socrealizmie, wyraźnie oskarżycielskich. Asystentem reżysera podczas zdjęć do Jak co dzień był Władysław Ślesicki, z którym Karabasz nakręcił dwa filmy należące do tego nurtu Gdzie diabeł mówi dobranoc (1956) i Ludzie z pustego obszaru (1957) oraz nieco późniejszy Dzień bez słońca (1959). Po latach reżyser wspominał: "Wczesną wiosną 1956 roku zjawiła się w warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych grupa absolwentów łódzkiej Szkoły Filmowej. Byłem jednym z nich. (…) Otwierały się zamknięte dotąd obszary tematyczne. Zjawiła się, absolutnie dotychczas nie istniejąca, możliwość pokazania na ekranie rzeczywistości pełnej zgrzebności, zakłamania, obolałych miejsc - starannie dotąd przemilczanych." (K. Karabasz, Odczytać czas, Łódź 1999, s. 39). Radykalna zmiana tematyki pociągała za sobą metamorfozę w zakresie poetyki. Obserwacja rzeczywistości zaczęła stopniowo wypierać tendencyjność, rejestracja inscenizację, dominującą muzykę i nachalny komentarz naturalne efekty akustyczne. Ścieżka dźwiękowa Jak co dzień to swoiste preludium do doskonale opracowanej akustycznej warstwy późniejszych utworów Karabasza, m.in.: Muzykantów (1960) i Węzła (961). Monografista twórczości Karabasza pisze: "Już szkolny dokument Jak co dzień został zrealizowany z dużą dbałością o słyszalną stronę filmu. Obok muzyki ilustracyjnej Karabasz zastosował w nim synchroniczne i niesynchroniczne efekty dźwiękowe, mające swe widzialne źródło w kadrze. Komentarz, zgodnie z regułami sztuki, nie powtarza informacji podanych w obrazie, ale wzbogaca je o dodatkowe treści. Nieformalny w stylu, komentarz ten zbliża się do potocznej wypowiedzi, starając się nawiązać kontakt z widzem." (M. Jazdon, Kino dokumentalne Kazmierza Karabasza, Poznań 2009). Jak co dzień to skromna etiuda, która zapowiada kolejne etapy na twórczej drodze mistrza polskiego dokumentu.