SOLO NA KONTRABASIE
1958Agnieszka Osiecka
Solo na kontrabasie to filmowo-muzyczny drobiazg (trwający niecałe cztery minuty), który z dzisiejszej perspektywy postrzegać wypada podwójnie: jako kolejny etap reżyserskiej praktyki Agnieszki Osieckiej, ale też zapowiedź jej przyszłych sukcesów w roli autorki tekstów piosenek. Bo czymże innym jest wspomniana etiuda szkolna, jeśli nie udaną ilustracją wyśpiewanej (a częściowo wypowiedzianej) opowieści o starym kontrabasiście (rola Józefa Pilarskiego) - opowieści powstałej pod piórem samej Osieckiej, ozdobionej zaś muzyką skomponowaną przez kolegę z tego samego roku studiów, Wojciecha Solarza (przyszłego reżysera takich filmów, jak Molo (1968) czy Wezwanie (1971)). Historia to smutna i przygnębiająca, nieco w klimacie Dnia bez słońca (1959) Władysława Ślesickiego i Kazimierza Karabasza, bez finalnego pocieszenia: wiekowy pan snuje się po mieście ze swym kontrabasem ("Bywają śmieszne instrumenty, nie każdy może być fortepianem - ale czy za to na starość wszystkie wyklęte zostaną?"), bezowocnie pyta w urzędzie o pracę i zapomogę, zamykają się na jego widok okna szarych, odrapanych podwórek, chwilami odrealnionych przez odbicie ich we wklęsłym zwierciadle ("A stary łaził, szedł ulicą, paletko lice - istne bógwico, idzie i gra na kontrabasie - wytrzymaj tu w takim hałasie…") - wszystko zaś dąży do przejmującej konstatacji, iż "samotność to bardzo podłe solo na kontrabasie". Gdy padają te słowa, bohater przemierza pusty plac, mając za towarzysza jedynie swój mało poręczny instrument. Warta wspomnienia jest zresztą sceneria całej wędrówki - samej Łodzi nie trzeba było w żaden sposób "charakteryzować"; przypominają się tu zresztą słowa Osieckiej o zapachu tego miasta, "zapachu starej, piwnicznej marchwi, przedwojennego podwórza, fabrycznego komina, dworca i taniego piwa. Ten zapach przywozi na sobie każdy, kto przyjeżdża z Łodzi, bez względu na to, czy przybywa z Manchesteru [części robotniczej - przyp. PP], czy z Hollywood [czyli z wytwórni filmowej - przyp. PP]" [Filmówka. Powieść o łódzkiej Szkole Filmowej, red. K. Krubski, M. Miller, Z. Turowska, W. Wiśniewski, Warszawa 1998, s. 157]. Popracowano z kolei nad wyglądem urzędniczego korytarza, a właściwie nad zdobiącymi go plakatami, tak by z jednej strony nie było złudzeń, kto jest pożądany w roli pracownika ("Młodzi w górnictwie"), z drugiej zaś - by wspomóc nastrój czających się wokół bohatera napięć (stąd wezwania: "Tęp muchy", "Tęp szczury"). Kto wie jednak, czy najlepiej nie streszcza jego życiowej sytuacji, naznaczonej bolesnym odtrąceniem, umieszczone na ścianie urzędu polecenie: "Załatw sprawę i żegnaj"…