IRYTUJĄCE BUCZENIE LODÓWKI
1998Łukasz Barczyk
Irytujące buczenie lodówki to pełna ironicznego, błyskotliwego humoru opowieść o 23-letnim Tolku, chłopaku uwięzionym w ciasnym mieszkaniu rodziców, między stołem i lodówką, z którego jednak bohater nie zamierza się wyrwać. Rutyna codzienności, powtarzane błahe czynności gwarantują mu bowiem bezpieczeństwo. Jego rodzice spędzają całe dnie na piciu herbaty i rozmowach o niczym. Matka z niegasnącym zapałem gra w toto-lotka, ojciec od lat kolekcjonuje długopisy, co zapewnia rodzinie skromne utrzymanie. Pewnego dnia do mieszkania zapraszają córkę znajomej dentystki, Zosię.
Etiuda powstała pod opieką artystyczną Piotra Szulkina, Juliusza Janickiego i Jerzego Wójcika w roku 1998. Rok później Łukasz Barczyk zadebiutował godzinnym filmem telewizyjnym Patrzę na ciebie, Marysiu, który zrealizowany został jako część cyklu "Pokolenie 2000". Od początku swej drogi twórczej Barczyk dość konsekwentnie sięga po środki teatralne w filmie i filmowe w teatrze, równolegle realizując filmy i spektakle dla Teatru Telewizji. O jednym z przedstawień Barczyka, Na południe od granicy (2006) według powieści Harukiego Murakamiego, Jerzy Limon pisał: "To dzieło nawet nie udaje teatralności, gdyż jest bezdyskusyjnie filmem. Co prawda zawiera pewne elementy "teatralne" (…). W filmie Barczyka w jednej ze scen bardzo efektowne przechodzenie z jednej przestrzeni psychicznej do drugiej odbywa się poprzez realne drzwi: za nimi jest inny świat, inny czas, inna przestrzeń, nieprzylegająca do tej, z której się wyszło. Ale nie jest to umowny znak teatralny, lecz filmowa konwencja, ukazująca przeskoki myślowe i pamięciowe głównego bohatera, pewien chaos emocji i myśli." (J. Limon, Obroty przestrzeni. Teatr Telewizji. Próba ujęcia teoretycznego, Gdańsk 2008, s. 28). W jego filmowym debiucie oraz w nakręconych trzy lata później Przemianach wyraźnie widoczne są wpływy manifestu i praktyki grupy duńskich filmowców "Dogma", ale i poetyki telewizyjnej.
W kilku filmach Barczyka odwołanie do konwencji telewizyjno-teatralnej staje się wyrazem poszukiwania własnego języka przez reżysera, nowego sposobu narracji, który pozwoli mu pozostać blisko bohatera, jego reakcji emocjonalnych zapisanych na twarzy aktora, a jednocześnie użyć filmowej konwencji opowiadania, budowania napięcia. Próbą tego rodzaju jest również ostatnia szkolna etiuda reżysera. Posługuje się w niej klasyczną konstrukcją, zamykając całość opowiadania w trzech scenach. Akcja Irytującego buczenia... rozgrywa się w przestrzeni zamkniętej pomiędzy trzema bohaterami w pierwszej i ostatniej scenie, czterema w scenie środkowej. Umieszczenie kamery tuż przed aktorami sprawia, że wypełniają oni cały kadr. Nie wychodzą, niewiele się poruszają. Mieszkanie jest tak ciasne, że z trudem się mijają. Gdy jedno z bohaterów wstaje od stołu, wszyscy muszą przesunąć się, by zrobić miejsce. Jednocześnie kamera Kacpra Lisowskiego filmuje Tolka i jego rodziców z nietypowych punktów widzenia, które każą widzowi skoncentrować się na samym sposobie opowiadania. Kamera podwieszona jest pod sufitem lub stoi frontalnie przed stołem, za którym zasiedli domownicy z Zosią tak, jakby zajmowała czwarte, puste miejsce (podobny sposób filmowania scen dialogowych zastosował w swym filmie Buffalo 66 Vincent Gallo, 1998). Uczestnicząca kamera nie pokazuje nigdy pełnej przestrzeni zdarzeń. Mieszkanie bohaterów zdaje się nie mieć czwartej ściany, którą w teatrze zastępuje widownia. W pewnym momencie kamera stoi w miejscu telewizora, w którym bohaterowie coś oglądają. Jej ustawienie sprawia, że aktorzy patrzą wprost w obiektyw, na widzów.
Film otwiera monolog Tolka zza kadru. Bohater przedstawia siebie jako 23-latka, którego matka myśli o przyszłości syna i szuka dla niego odpowiedniej partii. W tym celu sprzedaje kolekcję długopisów ojca i kupuje telewizor, twierdząc, że teraz nawet można zapraszać gości. W scenie drugiej poza rodzicami Tolka pojawi się więc Zosia. Po dłuższej chwili milczenia matka inicjuje rozmowę o aparacie dentystycznym, konieczności dbania o zęby i nagle pyta wprost, czy Zosia jest dziewicą. Po raz kolejny zapada krępująca cisza, którą zakłóca tylko irytujące buczenie lodówki. W ostatniej scenie wracamy właściwie do punktu wyjścia, a bohater komentuje z pewnym żalem w głosie: "Zosia nie przyszła więcej. To nie ładne, bo trzeba umieć otworzyć się na drugiego człowieka, zrozumieć jego problemy." Matka znów skreśla liczby na kuponach, ojciec liczy długopisy. Nagle milknie lodówka, a jej buczenie zastępuje równie irytujące bzyczenie muchy. Ironiczny charakter tej sceny zostaje wzmocniony poprzez zamykające film zdanie z narracji bohatera: "Mam szczęście, że żyję w tych nowych czasach. Jak człowiek chce, to wszystko może.", oraz za sprawą odautorskiej dedykacji: "Tolkowi i jego rodzicom", a więc wszystkim, którzy gnuśnieją w czterech ścianach swoich mieszkań, nie próbując lub nie mając odwagi wyrwać się na zewnątrz. Ale i ten sens Barczyk bierze w nawias, bo przecież lubimy tych bohaterów, trochę im współczujemy, a przede wszystkim czujemy się od nich lepsi.