ZWIERZĘTA FUTERKOWE
1960Agnieszka Osiecka
"Czekam, aż mnie zwolnią z wojska, a potem - na brazylijską wizę. Moja siostra ma w Brazylii fermę. Ja, wiesz, latałem w powietrzu: rzucałem na Niemców bomby, ale to w gruncie rzeczy nigdy nie był mój żywioł. Marzyłem zawsze o tym, żeby gdzieś na cichej wsi hodować futerkowe zwierzęta. Czy to nie zabawne? Co? Akurat futerkowe zwierzęta. Nie kury, nie świnie, nic takiego. To mnie nie obchodzi. Nic a nic. Tylko właśnie zwierzęta futerkowe" (S. Dygat, Zwierzęta futerkowe, [w] tegoż, Pola Elizejskie, Warszawa 1956, s. 102; pierwsze wydanie tomu: w roku 1949) - oto fragment noweli Stanisława Dygata, która stała się podstawą jednej z etiud szkolnych Agnieszki Osieckiej. W przeciwieństwie do zekranizowanego wcześniej Słonia (według krótkiej prozy Sławomira Mrożka), Zwierzęta futerkowe są obrazkiem kameralnym, trzymającym się blisko ziemi, zabarwionym finalnie pewną złośliwością. Okolice końca wojny, dwóch polskich żołnierzy (role Leszka Biskupa i Jerzego Karaszkiewicza), stacjonujących we Francji (film rozpoczynają i kończą fragmenty Marsylianki), rozmawia w małej kawiarni o przyszłości: jeden z nich, jak zaświadcza cytat, snuje wizję posiadania brazylijskiej hodowli; drugi - znacznie bardziej sceptyczny co do szans rozpoczęcia powojennego życia na nowo - raczej wykręca się od entuzjastycznej dyskusji o marzeniach. W lokalu pojawia się w pewnym momencie młoda, elegancka (ma na sobie futro - to detal istotny fabularnie) Francuzka (Krystyna Sienkiewicz) z dzieckiem. Nieznający języka obcego żołnierz (przyszły hodowca) prosi lepiej zorientowanego lingwistycznie kolegę o pośrednictwo w rozmowie, która szybko okazuje się wstępem do flirtu i głębokich spojrzeń w oczy. "Rzeczywiście, zdumiewający masz pociąg do zwierząt futerkowych" - rzuca na chwilę przed wyjściem z baru niedawny tłumacz, przekonawszy się, że dalsza pomoc z jego strony jest całkowicie zbędna. I już? I już - zarówno w opowiadaniu Dygata, jak i etiudzie Osieckiej, wiernie podążającej za literą oryginału, ani mu nowych wątków nie przydając, ani niczego z już istniejących nie ujmując. Pozostają zatem również na ekranie Zwierzęta futerkowe niewielką, ograniczoną przestrzennie do jednego pomieszczenia sceną, której ostateczny wydźwięk prowokuje może i do uśmiechu, gorzko jednak zabarwionego. Kryje się przecież w ostatnim wypowiedzianym na głos zdaniu tej historii nie tylko uszczypliwość, ale też chyba smutne przeczucie, że plany towarzysza zaczynają się i kończą we francuskiej kawiarence.