CO RAZ ZOSTAŁO ZAPISANE
2011Martin Rath
Historia mężczyzny, który raz jeszcze postanawia zacząć życie od nowa. Dlatego bardzo chciałby skontaktować się ze swoją siostrą, która zerwała z nim relacje. Nie rozmawiali ze sobą od czternastu lat. Kolejne próby kończą się niepowodzeniem. Nic się nie zmienia, zupełnie jak tatuaże, którymi pokryte jest całe ciało bohatera.
Szkolny film Martina Ratha opiera się na niedopowiedzeniach. Wypracowana przez autora metoda opowiadania wyrasta, jak sądzę, z przekonania, że człowiek jest tajemnicą i do pewnego stopnia powinien tajemnicę o sobie zachować i chronić, by nie zostały naruszone granice jego intymności i istota jego tożsamości. Niewiele dowiadujemy się więc o przeszłości Janusza. Nieliczne informacje czerpiemy ze strzępów rozmów z kolegami podczas libacji, ze współmieszkańcami w schronisku dla bezdomnych. Wiemy, że od lat nie utrzymuje kontaktu z siostrą, że nadużywa alkoholu, że jest bezdomny, że być może siedział w więzieniu. Więcej jednak niż słowa o jego przeszłości mówi jego ciało - klatka piersiowa, ręce ozdobione tatuażami. Nie są to jednak więzienne rysunki, lecz układające się w kompozycje motywy florystyczne. Z czasem pojmiemy, dlaczego ozdób na ciele bohatera jest tak dużo. Martin Rath umieścił w filmie scenę, w której Janusz tatuuje sobie następny kwiat w zgięciu ręki. To jedyna wolna przestrzeń na ramieniu. Poprzedza ją scena ukazująca kolejną nieudaną próbę telefonicznej rozmowy z siostrą oraz również nieudaną próbę bezpośredniej rozmowy z bratem. Wojtek nie chce spotkać się z Januszem w obecności kamery. Nie wpuszcza go do mieszkania. Tak umiejscowiona scena tatuowania nadaje mu szczególny sens: dla bohatera tatuaże, choć nie nawiązują tematycznie do zdarzeń, to zapisy kolejnych etapów jego życia, być może następujących po sobie porażek. W ten sposób odkrywamy, dlaczego kamera z taką uwagą i zachwytem przyglądała się ciału bohatera w pierwszych ujęciach filmu. Tatuaże na rękach i na ramionach pokazywane są jak dzieło sztuki, ale z perspektywy końcowych scen dokumentu stają się też dla widza księgą, w której coś zostało zapisane raz na zawsze.
W filmie Ratha czytamy jednak nie tylko ciało bohatera. Czytamy również jego twarz. Sceny pokazujące bohatera w schronisku, pośród kolegów, pod drzwiami mieszkania siostry, uzupełnione zostały o ujęcia bohatera w zupełnie innej przestrzeni. Otacza go przyroda, soczysta zieleń drzew i krzewów, dokądś zmierza, ale zatrzymuje się i spogląda w obiektyw. A my przyglądamy się jego twarzy - smutnym, ciemnym oczom, bruzdom zmarszczek, siwiźnie krótko ostrzyżonych włosów. To moment naszego spotkania z kimś, kogo koleje losu były zmienne, który nie raz znajdował się na zakręcie, ale teraz znów chce zacząć od nowa.
Wydawałoby się, że jego sytuacja jest beznadziejna. Siostra odrzuca go wielokrotnie. Finałowa scena pozwala jednak zachować wiarę w to, że Januszowi się uda. Muzyka gwałtownie milknie. Kamera filmuje telefon i kartkę z numerem, potem twarz mężczyzny, w końcu pojawia się czerń i na jej tle słyszymy głos Janusza: "Agata?". Odpowiedź nie pada. Być może jednak tym razem uda się przekonać siostrę do spotkania. Nadzieja podtrzymywana jest w całym filmie w sposób niezwykle subtelny, bo przy użyciu światła. Choć w większości scen dominuje w etiudzie niebieskawa tonacja dobrze korespondująca z kolorem amatorskich tatuaży Janusza, to zostaje w nich wykorzystane plastycznie i znaczeniowo światło słoneczne. Ciepłe, żółte promienie padają na ściany pomieszczeń, w których znajduje się mężczyzna, niekiedy oświetlają jego twarz. To one są dla widza, a być może i dla bohatera, źródłem nadziei.