SIŁY NA ZAMIARY
1977Robert Gliński
Dokumentalną etiudę Roberta Glińskiego otwierają ujęcia ze zwiastuna filmu Roberta Benayouna z Jane Birkin Z przymrużeniem oka (1975). Na ulicach miasta rozlega się głos polskiego spikera, który zachęca do obejrzenia nowej francuskiej produkcji. Ludzie jak zahipnotyzowani wsłuchują się w jego słowa. Po chwili na ekranie pojawia się ujęcie klapsa, na którym ktoś zapisuje kredą tytuł realizowanego filmu: Ojciec chrzestny. Klaps stanie się jednym z lejtmotywów filmu. Drugim będzie migające zielone, żółte i czerwone światło. W kolejnej sekwencji zgromadzeni na ulicach ludzie zgłaszają się do udziału w loterii, w której główna nagroda to 180 milionów złotych. Początkowo niejasny prolog wprowadza wątki tematyczne rozwinięte w opowiadanej przez Glińskiego historii młodego ekonomisty, który w samym środku PRL-u zdecydował się na uruchomienie zakładu uprawy i przetwórstwa pieczarek - firmy dochodowej, a więc z punktu wiedzenia ówczesnych decydentów podejrzanej i niebezpiecznej.
Oblicze władzy to twarz urzędnika, który siedzi za biurkiem i językiem pełnym nowomowy opisuje sytuację dwóch założycieli przedsiębiorstwa. Uznaje ich za ludzi, których "cechowała chęć szybkiego dorobienia się środka płatniczego". Ujęcia mężczyzny zderzone zostają z wywiadem z jednym z przedsiębiorców. Jego głos dobiega zza kadru, podczas gdy kamera pokazuje milczącego, zrezygnowanego bohatera, chodzącego po zrujnowanej opuszczonej firmie. Kolejną sekwencje stanowią ujęcia z sali sądowej, gdzie toczy się proces przedsiębiorców. Zarzuty nie są jasne. Jedynym poszkodowanym i niezadowolonym wydaje się być rolnik, który obecnie prowadzi gospodarstwo na terenie firmy. Zajadle szczekające psy na łańcuchach, grzebiące w ziemi nieliczne kury i świnie w betonowych zagrodach - to żałosny obraz jego pracy. Film zamyka zaskakujący epilog, korespondujący z ujęciami otwierającymi etiudę. Został bowiem zrealizowany w konwencji "z przymrużeniem oka". Bohaterowie zamawiają w restauracji kolację. Były przedsiębiorca zaznacza jednak, że prosi o danie bez pieczarek.
Drugoroczny film dokumentalny Roberta Glińskiego powstał w dekadzie intensywnego rozwoju kreacyjnego nurtu polskiego dokumentu. W poetyce - sposobie inscenizacji, nietypowych punktach widzenia kamery - przywodzi na myśl utwory Wojciecha Wiszniewskiego. Również problematyka podjęta przez Glińskiego bliska jest autorowi Wandy Gościmińskiej - włókniarki (1975). Późniejszy twórca Niedzielnych igraszek (1983) ukazuje bowiem absurdy PRL-u, ujmując je w typową dla kina dokumentalnego lat 70. formułę metonimii. Gliński podkreśla schematyczność myślenia urzędników i niemożność realizowania najprostszych marzeń w rzeczywistości całkowicie kontrolowanej. Każde wyjście poza ustalone ramy okazuje się bowiem groźna dla państwa. Młody reżyser wykorzystuje kategorię groteski, która szczególnie wyraźna staje się w pierwszej i ostatniej scenie filmu. Siła jego filmu tkwi jednak przede wszystkim w gorzkiej ironii.