TRIATHLON
2007Bartosz Warwas
Triathlon nie jest klasycznym filmem dokumentalnym. To raczej baśń: za siedmioma górami, za siedmioma lasami żył sobie Człowiek, który miał w życiu wiele problemów. Któregoś dnia postanowił się z nimi zmierzyć... Bohaterem pierwszej szkolnej etiudy dokumentalnej Bartosza Warwasa jest Marek Jurowski. Poważny wypadek samochodowy, choroba alkoholowa, uzależnienie od leków, epilepsja sprawiły, że znalazł się na życiowym zakręcie. Równowagę psychiczną i sens egzystencji odnajduje w sporcie. Uprawia kolarstwo, pływanie i biegi. Udało mu się osiągnąć spokój, odzyskać radość życia. Warwas pokazuje swego bohatera podczas treningów, spotkań w łódzkim Klubie Ludzi Sukcesu, w miejscu pracy. Poszczególnym scenom towarzyszy monolog zza kadru, w którym bohater wspomina o swych dawnych problemach, ale przede wszystkim wykłada własną filozofię życiową. "Życie polega na tym, żeby je czuć, żeby je przeżywać, żeby czuć, że tu jestem" - mówi w pewnym momencie Jurowski.
Twórcy filmu pokazują radość płynącą ze sportu, z kontaktu z bliskimi ludźmi. Tempo montażowe oraz przyspieszony ruch akcentują intensywność duchowych i fizycznych doznań. Widzimy bohatera o zachodzie słońca jeżdżącego na rowerze, biegającego w sosnowym lesie, zanurzonego w krystalicznie czystej wodzie. Woda staje się swoistym lejtmotywem filmu. Jak w zrealizowanym w tym samym roku Istnieniu Marcina Koszałki, w scenie finałowej etiudy bohater pływa w basenie. Reżyser buduje w ten sposób metaforę jego losu. Przywołując mieniący się znaczeniami symbol, Warwas kładzie nacisk na jego sensy afirmatywne - bohater odrodził się, powrócił ze społecznego niebytu: "W wodzie jest trochę jak w życiu, gdy się stawia opór albo chce zrobić coś na siłę, to ona hamuje. I szukanie tego miejsca w tej wodzie to jest tak, jak szukanie swego miejsca w życiu."
Skojarzenie z głośnym filmem Koszałki jest z pewnością konsekwencją przynależności Istnienia i Triathlonu do tego samego kręgu tradycji polskiego dokumentu kreacyjnego, którą wyznaczają nazwiska Wojciecha Wiszniewskiego czy Bogdana Dziworskiego. Sztampowe wykorzystanie monologu z offu przełamane zostaje w Triathlonie przez ujęcia zamykające kilka scen filmu, w których widzimy niemą twarz bohatera w bliskim planie, podczas gdy zza kadru wciąż płyną jego słowa. Mężczyzna stoi i milczy na tle przemazujących się za jego plecami członków Klubu Ludzi Sukcesu. Fragmenty ich wypowiedzi nakładają się na siebie, stając się niezrozumiałe. Niekiedy Jurowski pozuje do kamery jak przed obiektywem aparatu fotograficznego, spogląda wprost na widza. Innym znów razem pokazany zostaje na rowerze w serii krótkich ujęć z góry. Dzięki tym zabiegom zaczynamy postrzegać bohatera jako pogodzonego ze sobą i światem, jako tego, który znalazł swoje miejsce i poprzez doświadczenia życiowe dotarł do istoty swej egzystencji. Forma filmowa koresponduje z wyrażanymi przez bohatera refleksjami. Przed laty Mirosław Przylipiak pisał o filmach Wiszniewskiego, iż "jest w nich przeświadczenie, że prawda o człowieku nie musi wywodzić się z dokumentującej prawdy zapisu filmowego (...) gotowy materiał traktują bardziej jako zbiór znaków, służący kreowaniu nowych znaczeń, niż jako fotografię" ("Kino" 1984, nr 1). Po tę samą metodę twórczą zdają się sięgać twórcy Triathlonu.