FILM, ŻE MUCHA NIE SIADA
2004Michał Poniedzielski
Miniaturę Michała Poniedzielskiego otwiera motto zaczerpnięte z filmu Marka Piwowskiego Rejs: "Więc z punktu, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być... tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było... tylko aplauz i zaakceptowanie (…)." Zadaniu wzbudzenia powszechnego zachwytu i zamknięcia ust krytykom stara się sprostać... mucha. Przez dziurkę od klucza wlatuje do mieszkania, brawurowo pokonuje kolejne przeszkody, wykręca śruby i gwałtownie pikuje. Podziwiają ją inne muchy, które zasiadły na talerzach z jedzeniem. Oklaskują, wzdychają z podziwem. Gdy mucha przelatuje nad kuchenkę gazową, płomień palnika zwęgla jej skrzydła. Musza publiczność natychmiast wraca do powolnego objadania resztek jedzenia, a niedoszła bohaterka przysiada na kuchennym blacie i zaczyna narzekać na swój los.
Świat przedstawiony filmu naszkicowany jest "ołówkową", rozedrganą kreską. Drzwi to zaledwie zarys futryny na białym tle, jedzenie to ciemna materia na talerzu. Poruszająca się w trójwymiarowej przestrzeni mucha ukazana została jednak z dbałością o detal. Ona jest bowiem najważniejsza i najzabawniejsza. Etiuda Poniedzielskiego jest klasycznym żartem filmowym, jednym z wielu gatunków filmu krótkometrażowego. Kompozycja filmów tego typu jest zwykle dwudzielna: część pierwszą stanowi "budowanie komediowego suspensu", część drugą - wyrazista pointa. "Konstrukcja filmowego żartu kumuluje w sobie zawsze pewien paradoks, rozbudowuje związane z nim poczucie dysharmonii, doprowadza napięcie naszego oczekiwania do skrajności i wówczas dopiero wyjawia ukrytą pointę. Istota działania tej ostatniej polega na jej nieprzewidywalności." (M. Hendrykowski, Sztuka krótkiego metrażu, Poznań 1998, s. 70).
Poniedzielski rozpoczyna grę z widzem, która jest konstytutywnym elementem gatunku, już w tytule, w którym wykorzystuje związek frazeologiczny sugerujący, że film, który zaraz zobaczymy, jest bez zarzutu ("że mucha nie siada"). Jednocześnie odsyła do dosłownego znaczenia słów: film o szalonej musze, która nie siada. Bohaterka lata w takt słynnego Lotu trzmiela z napisanej na początku XX wieku opery Nikołaja Rimskiego Korsakowa Bajka o carze Sałtanie. Znany utwór muzyki klasycznej zestawiony zostaje z pozornym brakiem powagi tematu. Charakter muzyki Korsakowa jest dodatkowym źródłem komizmu. Po momencie kulminacyjnym, gdy mucha przelatuje nad gazówką, następuje zaskakująca pointa. Muszy kamikadze zaczyna swój monolog malkontenta, usiany wulgaryzmami wyrażającymi rezygnację: "Ale się, kurwa, nalatałam. Tak jest, kurwa, zawsze." Mucha mówi jeszcze, gdy pojawiają się plansze z napisami. Jej wypowiedź jest nieskładna, emocjonalna, potoczna. Narzeka na świat, na swojego pecha i na tych, co przed chwilą ją oglądali, a teraz odwrócili do niej plecami i skrzydełkami. Poniedzielski wyśmiewa bufonadę i popisy, ale i tych, którzy je podziwiają, choć w każdej chwili skłonni są zapomnieć o niedawnym bohaterze. Publiczność jest kapryśna i pozbawiona współczucia.