KIERMASZ STORCZYKÓW
2009Natalia Dziedzic
Dwaj mieszkańcy górskiej miejscowości co dzień wyruszają do skupu złomu, by spieniężyć kolejne przedmioty. Gdy sprzedadzą ostatnią wartościową rzecz z mieszkania jednego z nich - czajnik, zaczynają kraść wszelkie metalowe elementy, które uda im się znaleźć we wsi: łańcuch i metalową literkę z szyldu, krzesełka z karuzeli. W końcu, pod osłoną nocy demontują szyny kolejowe. Każdy grosz wydają na tajemniczy napój, na którego etykiecie ktoś pieczołowicie odmalował storczyki. Alkohol zapewnia im chwile błogości pod drzewem, ale gdy tylko minie jego działanie, zaczynają wypatrywać kolejnych metalowych elementów. Jednego tylko nie biorą pod uwagę, że gdy nie będzie torów, pociąg nie dowiezie towaru do sklepu i w końcu zabraknie w nim "storczyków".
Etiuda Natalii Dziedzic to w gruncie rzeczy smutna opowieść o zgubnej sile nałogu. Choć na jej minorową tonację nie wskazują pierwsze ujęcia filmu i towarzysząca im łagodna, melodyjna muzyka, tworząca raczej sielski nastrój. Charakter przestrzeni od początku jest jednak dwuznaczny i zapowiada nadciągającą klęskę bohaterów. Zza pagórków wyłania się wprawdzie słońce i prześwietla wagony towarowego pociągu, dzieci bawią się na huśtawkach i karuzeli, główki dmuchawców błyszczą intensywnie. To one jednak wskazują na ulotność pierwszego wrażenia. Odmalowany w ciepłych barwach pejzaż zaskakuje jednocześnie pustką: nieliczne drzewa bez liści, chylące się ku upadkowi drewniane chatki, pokrzywione sprzęty. Choć we wsi wciąż bawią się dzieci, to nie słychać ich gwaru, a jedynie jednostajne piszczenie huśtawki. Sylwetki dziecięce to wypełnione czernią kontury, a ciała i twarze dorosłych zostały groteskowo zniekształcone. Chwile uniesienia powodowane storczykowym napojem stają się coraz krótsze. Krótkotrwały entuzjazm wyraża podniosła muzyka towarzysząca wizytom w sklepie, ale już pod drzewem, po opróżnieniu butelek pozostanie tylko głośne beknięcie.
Sposób ukazywania postaci przez Natalię Dziedzic przywodzi na myśl groteskowo zdeformowanych bohaterów akwareli Toulous-Lautreca. Ich policzki są niby zdrowo zaczerwienione, a jednocześnie jakby rozpłatane; ciała ogromne lub rachitycznie wychudzone; nosy zbyt duże, niektóre twarze są ich w ogóle pozbawione. Właściciel skupu przypomina ojca chrzestnego mafii. To potężny i władczy mężczyzna w czarnym garniturze i cygarem w ustach. Nałóg deformuje również ogląd świata - gdy mężczyźni wchodzą do sklepu dostrzegają tylko pełne butelek półki i wirujący, ogromny biust ekspedientki. Dziedzic zdaje się przedstawiać świat postępującej degrengolady. Upadek nie jest jednak spektakularny; dochodzi do niego w ciszy i powolutku.