FAJNIE ŻE JESTEŚ
2004Jan Komasa
Fajnie, że jesteś, fabularna etiuda Jana Komasy, zaczyna się od doprecyzowania przestrzeni: oświetlony nocą szczyt Pałacu Kultury i Nauki, sznury samochodów z małymi oczkami swych lamp, stołeczne centrum. Zaraz potem - dyskoteka, kamera wędrująca jej głośnymi korytarzami, jakby czegoś/kogoś szukająca. Końcowy przystanek jest damską toaletą, w której dwie dziewczyny stoją przed lustrem - beznamiętnym wzrokiem wpatruje się w nie Magda (pierwsza filmowa rola Julii Kijowskiej), głowę na jej ramieniu opiera popłakująca koleżanka (grana przez Martę Chodorowską). Ich rozmowa niczym specjalnym by się nie wyróżniała [daj sobie z nim spokój! jesteś z nim?], gdyby nie fakt, że w szczególny sposób Magda ożywia się tylko raz - gdy "aktualizuje" swoje miejsce na ziemi: "Żadne moje zadupie! Przecież ja już tam nie mieszkam, dziewczyno". Prawdziwy problem pojawia się następnego dnia: bo z owego "zadupia" przyjeżdża do warszawskiego akademika ojciec dziewczyny. Trudno nazwać tę wizytę: oczekiwaną.
"To ją - mówi Jan Komasa - wytrąca z równowagi. Zostawia [ojca] w pokoju i z desperacją biega po akademiku, szukając herbaty. Ale nie herbata jest najważniejsza. Ona po prostu ucieka od spotkania i konfrontacji z ojcem" [wywiad M. Szymków z J. Komasą]. Właściwie nie wiadomo, w czym tkwi problem: czy to tylko niechęć Magdy do "starego" życia, zapewne ubogiego w codzienne atrakcje? A może szukać trzeba głębiej - w jakimś konkretnym wydarzeniu, zadawnionym sporze? "Magda, wróć do nas" - "Nas?!" - na tę liczbę mnogą dziewczyna reaguje krótkim śmiechem. Czyżby więc trudne "historie rodzinne"? Nawet jeśli tak, to nie tylko o nie chodzi w etiudzie Fajnie, że jesteś.
W zgrabnej, skondensowanej formie udało się Komasie pokazać ludzi, którzy właściwie nic dla siebie nie znaczą. Z chłopakiem można iść do łóżka, nie znając nawet jego prawdziwego imienia. Koleżanka pozwoli położyć sobie na ramieniu zmartwioną głowę, ale chwilę później, bez cienia emocji w głosie, upomni się o pożyczone pieniądze. No i ten wzrok Magdy - konsekwentnie obojętny, tak przy rówieśnikach, jak przy ojcu. Reżyser wyjaśniał: "Chcę zwrócić tym filmem uwagę na pewien rodzaj zagrożenia, które jest niewidzialne, bo jest w nas. Jest to rodzaj przyzwolenia na wszystko, życie bez ciężaru. Taki rodzaj życia, lifestylu przychodzi też do Polski. Tego się bardzo boję, i wiem, że nie jestem odosobniony. Ze strachu powstał właśnie ten film" [wywiad M. Szymków z J. Komasą]. Film, dodajmy na koniec, który w 2004 roku był jedynym polskim przedstawicielem na festiwalu w Cannes (pokazano go w sekcji Cinefondation). Zasłużone wyróżnienie.