DRUGIE SUMIENIE
1953Stanisław Bareja
Żandarm Hoppe pakuje się, by wyjechać na długo wyczekiwany urlop do Niemiec. Nim jednak opuści posterunek, zjawi się żydowski chłopiec. Hoppe musi podjąć decyzję o życiu dziecka.
Stanisław Bareja podjął się adaptacji pierwszego aktu wówczas bardzo popularnego, a później przez wiele lat należącego do kanonu literatury polskiej, dziś nieco zapomnianego dramatu Niemcy Leona Kruczkowskiego. Premiera spektaklu na jego podstawie odbyła się w roku 1950 w Starym Teatrze w Krakowie. W kolejnych latach dramat był wydawany wielokrotnie, często wystawiany w teatrze tradycyjnym i Teatrze Telewizji. Na potrzeby telewizji przedstawienia reżyserowali najwybitniejsi twórcy teatralni Adam Hanuszkiewicz (1961), Kazimierz Dejmek (1969), Andrzej Łapicki (1981). W roku 1996 Zbigniew Kamiński zrealizował na jego podstawie film fabularny. W adaptacji udało się zaktualizować dramat i zeskrobać zeń propagandową warstwę.
Co ciekawe, propagandy i socrealistycznej sztampy uniknął również Bareja, gdy realizował swą etiudę w samym środku ofensywy estetyki i ideologii zaordynowanej polskiej kinematografii cztery lata wcześniej podczas Zjazdu Filmowców w Wiśle. Okazało się ponadto, że pierwszy akt to doskonały materiał na krótką opowieść filmową z wyrazistą i dramatyczną puentą.
Rzecz rozgrywa się w całości w jednej przestrzeni: "W okupowanej Polsce. Kancelaria posterunku żandarmerii niemieckiej w małym miasteczku. Stół, krzesła, szafa, portret Hitlera, mapa, jakiś afisz propagandowy. Na stojaku tylko jeden karabin. (…) Drzwi otwierają się, młynarz Schultz wchodzi, szturchańcem wpychając przed sobą dziesięcio-, dwunastoletniego chłopca, dziecko żydowskie, w podartych resztkach odzieży, wynędzniałe i już nie tyle przerażone, co zobojętniałe na wszystko." (L. Kruczkowski, Niemcy. Sztuka w 3 aktach, Warszawa 1965, s. 9). Być może szykujący się do wyjazdu Hoppe byłby skłonny puścić chłopca wolno, bo przecież jest człowiekiem, bo przecież ma dzieci, ale… "trzeba według przepisów". Trzeba - nie tylko dlatego, że młynarz stanął na mostku i pilnie śledzi to, jak zachowa się żandarm, że w każdej chwili może donieść, ale również dlatego, że zwyczajny człowiek - niegdyś woźny na uniwersytecie w Getyndze, mąż i ojciec - czuje się trybikiem w mechanizmie totalitarnego systemu, że jego kręgosłup moralny został dawno zniszczony, że rozkaz i prawo ważniejsze jest niż ludzkie życie i dobro. "Głupiś! - mówi Hoppe do małego Chaimka, który do końca liczy na ocalenie - Wcale nie jestem dobry. Teraz wojna, nie ma dobrych ludzi, rozumiesz?" (s. 13). Z ironią do argumentacji żandarma podszytej lękiem odnosi się Juryś, polski palacz i sprzątacz: "Dzieci ma, psiakrew! Serce go boli, bo ma dzieci, ale musi, bo ma dzieci. Ech! Ty nędzo ludzka!" (s. 16).
Dramaturgię sceny Bareja buduje na relacjach, na napięciach emocjonalnych: Hoppe - Chaimek, Hoppe - Schultz, Hoppe - Juryś. Ostatnie, długie ujęcie, którego sposób inscenizacji wyraźnie odchodzi od zamysłu Kryczkowskiego, pozwala wybrzmieć tragedii żydowskiego chłopca i myślom o żandarmie - zwyczajnym Niemcu, doskonałej ilustracji tezy Hannah Arendt o "banalności zła" (H. Arendt, Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła, Kraków 1998; pierwsze wyd. niem. 1963).