SŁUŻBA ZASTĘPCZA
2004Jan Wagner
Chłopak z długimi włosami siedzi w fotelu i, coś do siebie szepcząc, przekłada w dłoniach białe karteczki (można wychwycić słowa: "springen… skakać…"). Po chwili zza kadru słychać lekko łamaną, ale ciągle zrozumiałą polszczyznę: "Jestem młody. Moje całe życie leży przed mi. Ja bardzo lubię słuchać historia, co która ludzi mają". Wreszcie głos "dołącza" do postaci - bohater przyciska guzik domofonu i mówi: "Tu jest Johannes, wolontariusz".
Końcowe plansze Służby zastępczej, czyli szkolnego dokumentu Jana Wagnera, dają widzowi dwie ważne informacje. Po pierwsze (choć chronologicznie to plansza ostatnia): "Johannes Krautheim był przez rok wolontariuszem Akcji Znaku Pokuty - Służby dla Pokoju". Po drugie: "Zofia Galczewska, Janina Gierkowska, Janina Andrzejak były więźniarkami obozów koncentracyjnych Ravensbrűck (i) Buchenwald". Zatem: film o młodym Niemcu, który w ramach wolontariatu pomaga wiekowym już Polkom, niegdyś więzionym w niemieckich obozach koncentracyjnych. Potencjalnie - materiał na dokumentalne rejestrowanie napięć, wyrzutów i rachunków sumienia. Nastrój Służby zastępczej okazuje się jednak zupełnie inny.
Kamera podąża za Johannesem, gdy ten odwiedza kolejne panie. U jednej pomaga w kuchni, łagodnie podporządkowując się dość surowemu, nieskoremu do żartów charakterowi gospodyni. Gdzie indziej podejmuje się rozkręcenia okien, choć nie ma pewności, czy poprawnie zrozumiał, o co go poproszono ("Mogę zobaczyć, co to jest "rozkręcić"…"). W jeszcze innym mieszkaniu widzimy bohatera właściwie wyłącznie w roli słuchacza (i, gwoli ścisłości, żonglera): osiemdziesięcioośmioletnia, uśmiechnięta staruszka zwierza się, że "gdybym tak miała chociaż ze sześćdziesiąt lat, to jeszcze bym wsiadła sobie na rower i pojeździła…". Najciemniejsza przeszłość powraca bardzo sporadycznie, a i wtedy staje się raczej okazją do wspomnienia czegoś dobrego (vide list od matki, który otrzymała w obozie jedna z dawnych więźniarek). Sam Johannes chyba najlepiej streszcza sens ekranowych sytuacji: "Jestem z Niemiec. Tutaj w Polsce - jestem z Niemiec. Ja chcę pamiętać ta historia. Nie tylko ta historia, co oni robili w obozie. Chcę pamiętać, jak oni byli, jak oni są. (…) [Niedługo] tylko w mojej głowie oni będą". Takie podejście sprawia, że w pewnym momencie właściwie zupełnie znika z ekranowej rzeczywistości aspekt wyrównywania historycznych krzywd, a sprawą podstawową staje się zwyczajna chęć poznania drugiego człowieka i przechowania w pamięci jego opowieści, niekoniecznie tylko wojennej.
Dobrze też, że na filmowej taśmie Jan Wagner uwiecznił "polską historię" Johannesa.