CHOINKA
1976Krystyna Nawrocka
Etiuda dokumentalna pokazująca zabawę choinkową dla dzieci rodziców pracujących w łódzkich zakładach pracy. Dzieci oglądają pokazy akrobatyczne, scenki przygotowane przez aktorów, śpiewają piosenki oraz uczestniczą w konkursach.
W Choince dominują ujęcia małych bohaterów. Krystyna Nawrocka cierpliwie obserwuje ich radość, zaskoczenie i oczekiwanie odmalowujące się na ich buziach. Maluchy śmieją się, pokrzykują. Chętnie uczestniczą w proponowanych zabawach. W tej metodzie dokumentalnej obserwacji dzieci autorka miała znakomite wzorce w historii polskiego kina, na przykład Danutę Halladin czy Jadwigę Żukowską. W odróżnieniu jednak od tych dokumentalistek, Nawrocką interesuje nie tyle dziecięca problematyka, co pewien mechanizm społeczny obrazowany przez tego typu imprezy.
Ujęcia maluchów, które niewątpliwie budzą sympatię, ciepłe uczucia, zostają skontrastowane z krótkimi wypowiedziami kierowniczki przedsiębiorstwa państwowego zajmującego się organizacją przedstawień i zabaw oraz jednego z klientów. Dowiadujemy się z nich, kto najczęściej składa zamówienia i ile płaci za ich wykonanie: "Od wielu lat na naszych imprezach mamy stałego odbiorcę. Do takich stałych należy zrzeszenie prywatnych instytucji, poza tym Unibud, Wyższa Szkoła Plastyczna, Uniwersytet Łódzki." Zadowolony klient chwali się, że na temat występów zebrali wyłącznie pozytywne wpisy w księdze zakładowej. Twórcom Choinki udaje się uchwycić rozziew pomiędzy przekazem oficjalnym wyrażonym urzędniczym językiem pozbawionym emocji a zaangażowaniem dzieci, które w żaden sposób nie znajdzie odbicia w księdze zakładowej. Pod koniec filmu pojawiają się jednak dwa ujęcia portretowe, które jasno pokazują, że nie wszyscy malcy są zadowoleniu z zabawy, że ktoś się nudzi, ktoś inny trochę boi. Zostają one zestawione z formalną uwagą kierowniczki: "Koszt takiej imprezy wynosi 25 złotych od dziecka, w tym mieści się cała impreza artystyczna plus czapeczka." Jej wypowiedź umieszczona w kontekście poprzedzających ją obrazów i następującego po niej kadru ukazującego stłoczone dzieci zdaje się wyrażać odautorską ironię. Czy rzeczywiście organizatorów obchodzą emocje ich prawdziwych klientów - zasiadających na krzesełkach przedszkolaków i uczniów?