"KAWALER" KUBIAK
1953Władysław Ślesicki
Opowieść o księgowym Kubiaku, który na wczasach chce uchodzić za światowca - inżyniera i brata sławnego poety.
Szkolna fabularna etiuda Władysława Ślesickiego w niewielkim stopniu zdradza talent reżyserski późniejszego twórcy W pustyni i w puszczy i znakomitych filmów dokumentalnych. Gdy jednak adept sztuki filmowej przystępuje do zdjęć, latem 1953 roku, w polskim kinie wciąż trwa socrealizm. Etiuda Ślesickiego znakomicie ilustruje jedną ze strategii, jakie wówczas obierali studenci, by uciec przed koniecznością realizowania ściśle socrealistycznych założeń. W konsekwencji trudno określić "Kawalera" Kubiaka mianem filmu socrealistycznego. To raczej nieco zbyt nachalna opowieść o wyraźnej tendencji dydaktycznej. Ślesicki omija ostre rafy socrealizmu, podejmując wakacyjny temat, z którego łatwo zdjąć ideologiczny ciężar. To właśnie temat łączy nowelowy film Takie asy psują wczasy, który poza Ślesickim, współtworzyli Andrzej Czekalski, Tadeusz Kopel i Ryszard Pluciński. Przyszyły autor Rodziny człowieczej stosuje też zabiegi, które nie mieściły się w ściśle socrealistycznym rezerwuarze filmowych środków wyrazu. Należy do nich przede wszystkim sekwencja snu bohatera, który zapada w drzemkę podczas podróży pociągiem. To seria onirycznych scen zrealizowanych w plenerze, którą łączy w spójną całość bohater – Jan Kubiak. Pojawiają się w niej postaci towarzyszące Kubiakowi w podróży: konduktor, urocza młoda pasażerka i jej opiekunka. W takt pogodnej muzyki tańczą w niej dziewczęta w strojach kąpielowych. Bohater wypoczywa na werandzie domu wczasowego. Sielską atmosferę psuje odkrycie obrączki, która demaskuje rzeczywisty stan cywilny Kubiaka, i prawdziwej tożsamości bohatera. Na schodach pojawia się chłopiec z transparentem: „Jeśliś blagier szczerze wstydź się...” Doraźny sąd ogłasza wyrok za oszustwo. Błogi sen zamienia się w koszmar. Dawni towarzysze podróży ścigają księgowego, który z trudem wygrzebuje się z góry walizek podpisanych: inżynier Jan Kubiak. W ostatnim ujęciu sekwencji wielbłąd pogardliwie spogląda na mężczyznę. Sen skłania bohatera do opuszczenia przedziału. Wakacji nie będzie. Narrator, który z uporem objaśnia sens niemal każdej sceny filmu, dublując zwykle znaczenia przekazane już poprzez obraz, wygłasza dydaktyczne przesłanie – ostrzeżenie przed oszustami.
„Trudno uznać tę małą fabułę za udaną.” Zawodzi komentarz, zdarzają się błędy operatorskie, zabrakło wyrazistej puenty. Znacznie ciekawsza okaże się studencka próba dokumentalna Jedzie tabor – zauważa autor monografii poświęconej twórczości Ślesickiego (P. Pławuszewski, Po swojemu. Kino Władysława Ślesickiego, Kraków 2017, s. 21-22). A jednak, mimo tych wszystkich niedostatków, etiuda ta stanowić może dla współczesnego widza ciekawy przypadek sztuki uniku stosowanej przez młodych twórców wobec nakazów władzy oraz nieśmiałą zapowiedź surrealistycznych opowieści, które zdominują krótkie filmu szkolne okresu Odwilży.