FILM ŻYCIA. PAWEŁ I EWA
2002Michał Rogalski
Film Michała Rogalskiego opowiada o codzienności czteroosobowej rodziny żyjącej na skraju nędzy w jednej z podłódzkich wsi. Na pozór wszystko jest źle: Paweł choruje na astmę, od lat otrzymuje niewielką rentę, która stanowi jedyny stały dochód rodziny. Ewa, upośledzona dziewczyna, usiłuje utrzymać porządek w domu i dopilnować, by dzieci nie były głodne. Jest jeszcze Piotr, panieńskie dziecko Ewy, i Łukasz, syn bohaterów - obaj upośledzeni w stopniu umiarkowanym. Wydawałoby się, że to jedna z wielu historii, jakie można było oglądać w polskiej telewizji od lat 90. Bieda stała się wówczas ulubionym tematem dokumentalistów i telewizyjnych reporterów. "Sekwencja: rozpacz prostych ludzi, krętactwa urzędów, sprawiedliwy osąd ze strony telewizji - oddaje w skrócie klimat ogarniający coraz więcej programów, z informacjami włącznie." - pisała w roku 2000 Teresa Bogucka (Triumfujące profanum. Telewizja po przełomie 1989, Warszawa 2002, s. 45).
Michał Rogalski odrzuca jednak tę dominującą wówczas konwencję. Sięga do tradycji polskiego kina dokumentalnego i transformuje ją dzięki nowej technologii filmowania. Reżyser korzysta z niewielkiej cyfrowej kamery, rejestruje dźwięk na planie, ograniczając ekipę filmową do jednej osoby - siebie samego. Dzięki temu całkowicie panuje nad realizowanym materiałem, który ma charakter w pełni autorski. Ale przede wszystkim udaje mu się zbliżyć do bohaterów, być z nimi, stworzyć intymną relację. Spełnia tym samym marzenia polskich dokumentalistów lat 60., przede wszystkim Kazimierza Karabasza, artystycznego opiekuna filmu, którzy realizowali jako pierwsi w polskim kinie dokumentalnym portrety jednostkowych bohaterów, towarzyszyli im z kamerą nieraz przez cały rok, zapisując codzienność "zwykłego człowieka" jak w Roku Franka W. (1967). Ograniczała ich jednak ilość taśmy, a liczna ekipa i konieczność użycia dodatkowego światła utrudniały wejście w świat filmowanych ludzi. Rogalski "przygląda się swoim bohaterom z bliska, cierpliwie rejestruje ich codzienną walkę o przeżycie, drobne radości i smutki, ale niczego przy tym nie interpretuje, nie podpowiada. Pozwala temu małemu wycinkowi rzeczywistości w pełni zaistnieć. Otrzymujemy w ten sposób wyjątkowo nienachalny obraz ludzi szczęśliwych - pokazanych bez idealizowania i nadmiernej poufałości." ("Tygodnik Powszechny" 2002, nr 23).
Film życia wyrasta, jak utwory przynależące do tzw. "szkoły Karabasza", z głębokiego szacunku wobec bohatera i daleki jest od interwencjonizmu ówczesnych przekazów niefikcjonalnych. Idąc pod prąd dominującym na przełomie stuleci trendom, reżyser pokazuje ludzi bardzo biednych, ale odnajdujących radość, a przede wszystkim obdarzających siebie nawzajem miłością. Celowo wybiera osoby wyrzucone na margines społecznego życia w latach 90., bo to one wówczas najczęściej pojawiały się na szklanym ekranie. Rogalski nie oskarża systemu, instytucji, nie szuka dla nich pomocy, bo dostrzega, że bohaterowie mimo niedostatku są szczęśliwi. Inaczej niż reportażyści telewizyjni nie próbuje zmieniać rzeczywistości, lecz ją zrozumieć. Dlatego nie epatuje swoją obecnością w świecie przedstawionym, ale i nie ukrywa się za kamerą. Bohaterowie wielokrotnie zwracają się do niego, częstują go sokiem i piwem, chłopcy cieszą się na przyjazd wujka. Reżyser pomaga im jedynie w drobiazgach (np. w pchaniu nieustannie psującego się auta), choć nie traktuje ich z obojętnością. Angażuje się, ale nie usiłuje poprawiać ich świata, nie traktuje ich z góry.