BAR LISTOPAD
1960Agnieszka Osiecka
Filmowy bar Listopad, położony zapewne na obrzeżach miasta, nie należy do szczególnie ekskluzywnych. Dość wysoki, obity deskami, posiada jeden, niewielki neon, widoczny tym bardziej, że akcję swej fabularnej etiudy ustaliła Agnieszka Osiecka na porę wieczorną, jeśli już nawet nie nocną. Zresztą, kamera dość szybko wkracza do wnętrza budynku - a tam sceny raczej przewidywalne. Elegancka panna może w tych okolicznościach liczyć co najwyżej na ukradkowe spojrzenie staruszka, niepozorna gra w domino zamienia się w knajpianą bójkę, zaś ambitna pieśniarka chciałaby błysnąć talentem, tyle że jej pianista zdaje się przegrywać walkę ze snem. Barową prozę rozwiewa pojawienie się pewnego mężczyzny (rola Leszka Biskupa) - ma na sobie nieco staroświecki strój, a gdy zasiada obok samotnej kobiety, sprawia wrażenie lekko onieśmielonego. Prawdziwą atrakcją okazuje się jednak dopiero jego uszkodzony parasol: kto spojrzy na świat przez dziurę w materiale, ten dostrzeże ów świat w piękniejszym wydaniu. Przed oczami kobiety pojawia się więc przystojny młodzieniec z kwiatami (autor muzyki - Edward Pałłasz - zgrabnie okrasił ten moment kilkoma taktami z Marszu Mendelssohna), uczestnicy bójki zdają się nagle być grupą wytwornych dżentelmenów rodem z Kabaretu Starszych Panów, no a znudzony pianista przyjmuje postać energetycznego wirtuoza. Przebłyski magii są niestety - jak to przebłyski - wyłącznie chwilowe. Bez "pomocy" dziurawego parasola, rzeczywistość wraca do dawnej, zgrzebnej postaci, w której z podejrzliwością spogląda się na wszelkich odmieńców. Nie dziwi więc smutny los, jaki spotyka człowieka nie z tego świata: knajpiani obwiesie, pozbawieni dżentelmeńskiej aury, wyrzucają z baru najpierw jego, po chwili zaś zniszczony parasol. W ostatnim ujęciu, będącym ładnym nawiązaniem do finału Dzisiejszych czasów [1936] Charliego Chaplina, bohater oddala się od stojącej nieruchomo kamery, spokojnie podążając w głąb ciemnej uliczki (warto nadmienić, że autorką zdjęć do Baru Listopad była Zofia Nasierowska, wtedy studentka Wydziału Operatorskiego łódzkiej Szkoły Filmowej, w przyszłości znakomity fotograf, znany choćby z portretowania sław polskiego kina). Swą etiudę zrealizowała Agnieszka Osiecka w konwencji kina niemego - i chyba dobrze, bo urok tej prostej opowiastki o chwili magii w zgoła niemagicznym świecie zawiera się przede wszystkim w tym, co widzialne. Trzeba więc spojrzeć: choćby przez dziurę w parasolu.