SŁONECZNIKI
1953Andrzej Brzozowski
Słoneczniki to zaledwie kilkuminutowa etiuda zrealizowana przez Andrzeja Brzozowskiego w roku 1953. Wybitny filmowiec w lapidarną opowieść ujmuje temat wojennej traumy. Z czasem stanie się on zasadniczym wątkiem jego twórczości. Powróci w znakomitych krótkometrażowych adaptacjach prozy Nałkowskiej (Przy torze kolejowym, 1963, Medaliony, 1967), w przejmujących filmach dokumentalnych jak Archeologia (1967) i będzie towarzyszył reżyserowi aż po ostatni zrealizowany film - Datowane XX wiek (2001), w którym Brzozowski pokazuje zaćmienie słońca nad dawnym obozem Auschwitz-Birkenau.
Z późniejszymi filmami reżysera Słoneczniki łączy jednak nie tylko temat, ale również odwaga w jego prezentowaniu i skłonność do poszukiwań formalnych. By zrozumieć ich znaczenie i wartość, należy pamiętać, że Słoneczniki powstały w samym środku socrealizmu (Więcej o etiudach okresu socrealizmu: J. Preizner, PRL w obiektywie studentów łódzkiej filmów w latach 1949-1960, Kraków 2007). Zgodnie z zaleceniami decydentów Brzozowski sięga więc po prozę autora wówczas aprobowanego, a po ukazaniu się jego powieści Pokolenie wręcz hołubionego przez władzę ludową - Bohdana Czeszki. W pewnej więc mierze etiuda wpisuje się w socrealistyczne wzorce, ale jednocześnie znacznie od nich odbiega. Dzieje się tak między innymi za sprawą subtelnej muzyki wybitnego kompozytora Zygmunta Mycielskiego, odległej od dominującego wówczas w kinie pompatycznego paradygmatu. Ciekawym i niezwykle rzadkim w kinie tamtych lat zabiegiem jest wprowadzenie narracji zza kadru. Gdy główny bohater trafia do zniszczonego miasta, znajduje wśród ruin zakład fryzjerski. Podczas golenia fryzjer nieustannie mówi. W pewnym jednak momencie jego głos zaczyna stanowić zaledwie tło do wybijających się na dźwiękowy plan pierwszy słów głównego bohatera: "Nie słuchałem, co mówi. Jego głos dochodził do mnie jak przez ścianę. Bez przerwy paplał, a ja myślałem, że wszystko skończone: dom, rodzina, spacery po parku - całe tamto życie. Chciałem spokoju, ciszy, chciałem być sam." Marek Hendrykowski zauważa, że "co prawda nie był to wtedy chwyt całkowicie zakazany, ale sztuka socrealizmu - zarówno literacka, jak i filmowa - dopuszczała jego zastosowanie tylko w wyjątkowych przypadkach i bardzo rzadkich sytuacjach. Gotowych zaryzykować śmiałków nie było zresztą zbyt wielu. Jego użytkownikowi bowiem zawsze groziła potencjalna sankcja ideologiczna w postaci groźnego zarzutu "psychologizowania" (vide: sztuka burżuazyjna), czy gorzej - oskarżenia o bliżej nieokreślony "formalizm"." (M. Hendrykowski, Etiudy Andrzeja Brzozowskiego, "Images" 2011, nr 17-18). Brzozowski przenosi akcję opowiadania z Warszawy do anonimowego miasta, czyniąc historię bardziej uniwersalną. Nad drzwiami zakładu fryzjerskiego, który stanowi główne miejsce zdarzeń, umieszcza napis KMB 1944, który nie tylko określa czas zdarzeń, ale wprowadza do filmu kod religijny, zakazany przez władzę i nieobecny w literackim pierwowzorze.
Króciutka i prosta historia przestaje być wyłącznie typowo socrealistyczną etiudą z happy endem, a staje się przypowieścią o odradzaniu się człowieka. Decyduje o tym zabieg niezwykle subtelny, ale bardzo znaczący. Ujęcie otwierające film, umieszczone pod tytułowymi napisami antycypuje zakończenie. W pierwszym z nich samotny bohater wspina się po schodach, które zachowały się pomiędzy niemal całkowicie zrujnowanymi budynkami. W ostatniej scenie widzimy mężczyznę, który ogląda posadzone przez małego chłopca słoneczniki. By je zobaczyć znów musiał się wspinać, tym razem na niewielkie wzniesienie na gruzowisku, znów musiał podążać ku górze. Słoneczniki niosą przede wszystkim nadzieję na przemianę człowieka, na jego uwolnienie, dla którego odbudowa kraju pozostaje tylko tłem.