ŁÓDŹ. W POSZUKIWANIU WŁASNEGO CZASU
2006Kim He Og
"Łódź jawi mi się jako bajka, jednak to miasto jest dla mnie dziwnym miejscem. Byłam tam przez cztery lata, a zdawało mi się, że to tylko jeden dzień i jakby we śnie. Mam wrażenie, jakby ten czas tańczył w powietrzu niczym fale ciepła, które znikają w wodzie. Która jest godzina? Gdzie ja jestem? Wiesz to? Po prostu mi powiedz... - tak pytałam ludzi w Łodzi, na chwilę przed moim powrotem do Korei." - streszcza swój film autorka.
Na szkolną etiudę He Og Kim składają się sekwencje zrealizowane w konwencji sondy ulicznej, dwie wypowiedzi jednego z bohaterów zarejestrowane w stojącym tramwaju oraz kontemplacyjne ujęcia ulic, przechodniów, przejeżdżających samochodów i autobusów, gołębi, kałuż, drzew i ścian kamienic, które noszą w sobie pamięć miasta. Otwiera ją scena ukazująca autorkę-bohaterkę. Dziewczyna spogląda na Łódź przez lornetkę należącą do młodych łodzian, jakby chciała na chwilę przyjąć punkt widzenia ludzi stąd - z przestrzeni jej bliskiej, w której przeżyła cztery lata, choć wciąż obcej, ponieważ drzewo tu "szepcze w nieznanym języku". Łódź. W poszukiwaniu własnego czasu to jedna z wielu etiud zrealizowanych przez studentów spoza Polski, którzy przyjeżdżają do Łodzi na kilka lat. Studiują, poznają polską kulturę i obyczaje. Ich obecność na zawsze zaznacza się w tej przestrzeni, ale i poznane miejsca i ludzie pozostają w nich, niekiedy w sposób znaczący wpływają na ich późniejszą twórczość. To w tym obcym początkowo miejscu zaczyna się bowiem proces przemiany młodego człowieka w artystę.
Impresję dokumentalną He Og Kim spina temat i odautorska, osobista, wręcz intymna narracja zza kadru prowadzona w języku koreańskim. To opowieść o czasie, a właściwe o dwóch czasach biegnących równolegle, choć w różnym rytmie. Pierwszym z nich jest czas miejsc, budynków, drzew. Najlepiej charakteryzuje go jeden z rozmówców reżyserki, stwierdzając, że "czas nie przemija dla dużych monumentów, krajobrazów, gór. To się bardzo mało zmienia, a dla człowieka jest czas krótki. Są jakby dwa czasy: dla nas jest czas krótki, ale dla - powiedzmy - otoczenia, dla przyrody jest to czas długi." Człowiek żyje w czasie subiektywnym, różnie przez nas odczuwanym, różnie nazywanym, co w nieco komediowej formule przedstawia He Og Kim w wywiadach z przechodniami, w których próbuje ustalić, jaki dziś mamy dzień, którą obecnie godzinę.
Ale ten sam czas autorka poddaje głębszej refleksji w poetyckiej formie autokomentarza: "Niech ci, którzy mają zniknąć, znikną. Niech ci, o których chcemy zapomnieć, odejdą" - powtarza kilkakrotnie. Czas się zatrzymuje, odpływa, staje się falą. Ludzie i rzeczy przemijają i odchodzą, stąd stale powracający motyw przechodniów, pasażerów odjeżdżającego tramwaju: "Wiele wymian spojrzeń, które znikają", "Wiele odgłosów śmiechu, o których się zapomina", "Westchnienie, biała para oddechu, szepty rozpuszczone w wodzie, znikają", "Zapach tych, którzy odchodzą, słaby posmak wody". Lecz ślady obecności ludzi i rzeczy odciskają się w naszej pamięci, pozostawiając niezatarty ślad. Czas osobisty nie ma linearnego przebiegu, przypomina raczej czas śniony. "Świadomość jaką zachowujemy na jawie, Budda nazwał snem. (...) Według Buddy, gdy śpimy, mamy różne krótkie sny, natomiast życie to długi sen. Można przebudzić się ku prawdzie, iż żyje się we śnie, a następnie z powrotem w ten sen zapaść. W buddyzmie przebudzenie z długiego snu życia oznacza urzeczywistnienie swej własnej natury. Odczuwająca istota, która nie doświadczy tego urzeczywistnienia, na zawsze pozostaje uwikłana w sen. Wszystko jest ulotne, wszystko jest nierzeczywiste. Uważamy za nierealne swoje sny i sądzimy, że rzeczywistość stanowią chwile przeżyte na jawie. Kiedy jednak uświadomimy sobie iluzoryczną naturę ciała, świata, życia i śmierci, zrozumiemy, że bez względu na to, czy śpimy, czy czuwamy, pozostajemy w tym samym, podobnym do snu, stanie." (Mistrz Szehg-jen, Bęben Dharmy. Istota i codzienność praktyki czan, przeł. J. Majewski, Warszawa 1997). W tę refleksję nad przemijaniem i pamięcią wpisuje się dedykacja wyrażona w postaci napisu w finale filmu: "Andrzejowi Brzozowskiemu. Wierzę, że się jeszcze spotkamy. Dziękuję". Co istotne, pamięć była jednym z głównych tematów twórczości zmarłego w 2005 roku autora Archeologii (1967).