MAESTRO
1967Janusz Zaorski
Młody muzyk zgłasza się na Konkurs im. Bożydara Kowalskiego. Wchodzi na scenę, by zagrać przed zespołem jurorskim. Członkowie jury są znudzeni i sceptyczni.
Etiuda Janusza Zaorskiego zrealizowana została jako film zaliczeniowy na drugim roku studiów pod artystyczną opieką Stanisława Różewicza. Pierwsze ujęcia zapowiadają realistyczną konwencję filmu, która szybko zostaje przełamana. Muzyk wchodzi na scenę z instrumentem, odkłada go, by zasznurować but. Kamera ukazuje ziewających jurorów, z którymi wita się bohater. Wszystko odbywa się w ciszy. Ku zaskoczeniu widza dźwięk nie rozbrzmiewa również w chwili, gdy młodzieniec zaczyna zamaszyście wywijać smyczkiem. Między fotelami stoi strażak w błyszczącym hełmie. Nie wiadomo, skąd się wziął na widowni, ani dlaczego tam się pojawił. Sytuacja staje się coraz bardziej surrealna. Nieme wykonanie nie spotyka się z uznaniem jurorów. Jeden z nich zaczyna nerwowo czyścić ucho i uderzać w kamerton. Brawurowy występ trwa, gdy nagle kamera przenosi nas w inną przestrzeń. Inny z członków komisji zapala papierosa, zamyśla się i wówczas widzimy muzyka równie energicznie piłującego kawałek drewna, kolejny zasypia i we śnie przy pomocy pejcza szkoli muzyka z instrumentem na ramionach, następny torturuje związanego młodzieńca, grając fałszywie. Na scenę wkracza dziewczynka, która wykonuje jakiś utwór na zmniejszających się instrumentach smyczkowych. Nie zmienia przy tym sposobu ich trzymania. Na koniec pochyla się nad opartymi o podłogę skrzypcami. W rękach kolejnego wykonawcy instrument przypomina gigantyczną gitarę. Wystukiwanie resztek tytoniu z lufki budzi jury do oklasków. Muzyk kłania się nisko, a komisja obdarowuje go najwyższymi ocenami.
Zachowana kopia wzorcowa filmu nie zawierała dźwięku. Wiele więc wskazuje na to, że jego eliminacja była zabiegiem celowym. Przewrotność groteskowej etiudy Zaorskiego polegałaby więc przede wszystkim na sposobie potraktowania niemej formy. Zadanie zrealizowania filmu bez użycia słów, wymuszało opowiadanie historii wyłącznie przy pomocy obrazu. Zwykle adepci sztuki reżyserii szukali więc tematów, które pozwalałyby redukować warstwę dźwięku przy zachowaniu realizmu opowieści. Tymczasem przyszły autor Matki Królów celowo wybiera temat, którego, wydawałoby się, nie sposób zrealizować w formie pozbawionej dźwięku. Zaorskiemu nie zależy jednak na ukazaniu kunsztu muzyka lub jego braku. O sposobie jego gry wystarczająco świadczą gesty i reakcje jurorów. Absurdalność sytuacji niemego koncertu koresponduje z równie absurdalną obecnością strażaka na widowni, sposobami trzymania instrumentów i wyraźnie surrealnym nastrojem introspekcji jurorów, które służą przede wszystkim oddaniu sposobu odczuwania przez nich fatalnego popisu uczestnika konkursu. W ten sposób Zaorski przy pomocy obrazów poszczególnych sytuacji próbował uchwycić ich wymiar dźwiękowy.