BŁĘKITNA PLANETA
2005Rafał Kotas
Mówi bohater: "Czuję się artystą. Kiedyś się nie czułem, a teraz to się czuję, k…a, pełną gębą, wiesz. [Pytanie Rafała Kotasa, reżysera Błękitnej planety] - A od kiedy czujesz się artystą? - Tak, k…a, trzy lata to już po całości. Łaaaa! Ze trzy lata to już jestem, k…, mistrzem, k…a, na takiej, k…a, korbie, z takim powerem, wiesz… No tak!" - i uśmiech.
Wypowiadający te słowa może drażnić. Jest bardzo przekonany o swym artystycznym powołaniu. Nawet jeśli kiedyś w nie wątpił, to - jak dowiedzieć się można z przywołanego cytatu - dziś wahania ustąpiły pewności. Idzie z nią w parze pewien typ społecznego nieprzystawania: siostra ma go za "świra", zaś matce trudno pogodzić się z faktem, że syn śpiewał kiedyś ładne piosenki, a teraz… Pojawia się też historia dawnej, dającej odpór poetyckim uniesieniom dziewczyny bohatera, z którą rozstanie poskutkowało alkoholowym ciągiem ("Ale zacząłem pić nie z rozpaczy! Ta rozpacz to mnie, k…a, dopadła tak, k…a, z dwa miesiące po tym, jak mnie rzuciła. A na początku to szczęście!"). Zresztą, opowieść artysty ma również odpowiednio spuentowane wątki poboczne. Jeden z nich dotyczy parania się sędziowaniem bokserskim, co podsumowane zostaje słowami: "Mogę, na przykład, nieskromnie powiedzieć o sobie, że jestem człowiekiem dosyć wszechstronnym". Wszechstronnym i, dodajmy, godnym naśladowania: "Gdyby wszyscy ludzie radzili sobie tak, jak ja, to by było bardzo fajnie" (przypomina się porada Czesława Niemena z dokumentu Marka Piwowskiego Sukces [1968]: "Ja się ładnie ubieram. Wszyscy się powinni tak ubierać"). Wracając więc do pierwotnej myśli - może to wszystko drażnić. A jednak portret bohatera, jaki krystalizuje się w pamięci po ostatnim kadrze Błękitnej planety, skłania do myśli znacznie subtelniejszych.
Łukasz Cieślak (szerzej znany jako Łukasz z Bałut) opanowuje filmową przestrzeń w całości - gdy coś mówi, uśmiecha się lub zapala entuzjazmem, brak miejsca na cokolwiek/kogokolwiek innego. Reżyser pozwala mu się zresztą wygadać, zapewne instynktownie czując, że największa siła bohatera kryje się w jego autentyczno-ekstatycznych uniesieniach, gdy wspomina o fotografowaniu łódzkich wschodów słońca czy przedstawia teorię ziemi jako pędzącego przez wszechświat kabrioletu. Wtedy nie drażnią ani przekleństwa, ani przechwałki, bo przede wszystkim ostaje się oryginalna postać, odbierająca rzeczywistość wyostrzonymi zmysłami. "Trochę, k…a, wobec świata to jest nieuczciwe być nieszczęśliwym" - mówi pod koniec etiudy Łukasz. I uśmiech.