OJCIEC
2007Michał Sobociński
Etiuda zatytułowana Ojciec, dedykowana przez autora tacie, przedwcześnie zmarłemu, wybitnemu autorowi zdjęć filmowych, Piotrowi Sobocińskiemu, traktuje o pamięci. W opuszczonym od dawna, nadgryzionym zębem czasu domu stoi starsza kobieta. Przez rozbite okno z nostalgią spogląda na ogród, chwyta w dłonie zdjęcie w ramce z popękanym szkłem. Przedstawia ono młodego mężczyznę w mundurze. W kolejnym ujęciu tę samą fotografię w nienaruszonej oprawie trzyma w rękach dziewczynka. Stawia portret na fortepianie, włącza adapter, przyjmuje jedną z wyjściowych póz baletowych i zaczyna tańczyć. Muzyka, która ma swe źródło w świecie przedstawionym, nagle dominuje całkowicie tło dźwiękowe. Tylko ją zdaje się słyszeć bohaterka. Ni stąd, ni zowąd do pokoju wchodzi ojciec - mężczyzna ze zdjęcia. Dziewczynka wita się z nim radośnie. Mężczyzna wyjmuje z plecaka pudełko z nowymi baletkami. W kolejnym ujęciu na baletki patrzy dojrzała już kobieta z początku etiudy. Znów spogląda przez okno. Film zamyka ujęcie smutnego uśmiechu na jej twarzy.
Rekwizyt - fotografia, pudełko z baletkami - działa w filmie Michała Sobocińskiego niczym proustowska magdalenka. Susan Sonntag pisała: "Fascynacja, którą budzą w nas fotografie jako swoiste memento mori, wiąże się także z przywoływaniem sentymentalnych uczuć. Fotografie zamieniają to, co minione, w przedmiot czułego rozmarzenia..." (S. Sontag, O fotografii, przeł. S. Magala, Kraków 2009, s. 81). Odrzucamy to, co bolesne, co negatywne, pozostawiamy tylko to, co wywołuje dobre wspomnienie. Wobec tak postrzeganej przeszłości odczuwamy nostalgię, która staje się figurą braku. Zdjęcie pozwala rozbłysnąć wspomnieniu, ukazanemu w filmie za pomocą długiej retrospekcji. Za jego sprawą przywołana zostaje jedna scena, która poświadcza relację bliskości łączącą ojca i córkę. Być może fotografia działa jednak na nas, oglądających tak, jak opisywał to Barthes: "Fotografia nie przypomina przeszłości (zdjęcie nie ma w sobie nic proustowskiego). W jej działaniu na mnie nie chodzi o odbudowanie tego, co runęło (w wyniku działania czasu, odległości), a jedynie o poświadczenie, że to, co widzę - naprawdę istniało. (…) Fotografia ma w sobie coś wspólnego ze zmartwychwstaniem." (R. Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii, przeł. J. Trznadel, Warszawa 1996, s. 139). Teraźniejszość kina pozwala unaocznić przeszłość, uczynić ją częścią "tu i teraz". Minione staje przed naszymi oczyma na takich samych prawach jak dzisiejsze.