KONCERT ŻYCZEŃ
1967Krzysztof Kieślowski
"Trzeba było robić i fabuły, i dokumenty - wspominał czas w łódzkiej Szkole Filmowej Krzysztof Kieślowski. - Robiłem takie i takie. Na trzecim roku zrobiłem chyba dwudziestominutową fabułę. W szkole czasami robiąc filmy, opieraliśmy się na jakichś krótkich opowiadaniach. To były króciutkie filmy. Nie było mowy o adaptacji powieści. Ale przeważnie większość z nas pisała własne scenariusze" [K. Kieślowski, O sobie, oprac. D. Stok, Kraków 1997, s. 31-32]. Wspomniana fabuła to zapewne Koncert życzeń - szkolna etiuda, która Kieślowski nakręcił w połowie roku 1967. Zaczyna się "rozrywkowo" - akcentując koniec wycieczki nad jezioro, młode towarzystwo, przy dźwiękach Historii pewnej znajomości Czerwonych Gitar, wlewa w siebie pokaźne ilości wina; "Dobre, bo zdrowe. Z roślinek" - wyjaśnia nieco starszy od innych mężczyzna, kierowca autokaru. Do wyjazdu sposobią się też obozujący w okolicy chłopak z dziewczyną (role Jerzego Fedorowicza i Ewy Konarskiej, wtedy uczennicy warszawskiego liceum, spotkanej przez reżysera przypadkiem na ulicy; warto tu dodać, że w postać milczącego wycieczkowicza z piłką wcielił się Andrzej Titkow, w czasie studiów bliski przyjaciel reżysera, w przyszłości świetny dokumentalista) - w przeciwieństwie do swych głośnych i coraz bardziej rozochoconych alkoholem sąsiadów, para zachowuje się tak, jakby wspólny wyjazd nie wyszedł jej na dobre. Prawdziwa ekranowa komplikacja zachodzi dopiero wtedy, gdy w czasie podróży motorem odczepia się młodym od bagażu pakunek z namiotem - co gorsza, na drodze wypatruje go kierowca autobusu, który w ramach "znaleźnego" proponuje dziewczynie, by dołączyła do wycieczki. Po chwili milczenia: zgoda wyrażona krótkim: "dobrze" - na złość chłopakowi? Ten jednak oddaje kierowcy namiot i para ponownie rusza razem, po raz pierwszy wesoło się uśmiechając. Na drodze mijają mężczyznę jadącego rowerem - w jednej dłoni trzyma małe radio (płynie z niego melancholijno-piękna melodia Nigdy więcej Piotra Szczepanika), w drugiej sznurek, na którym prowadzona jest krowa. Osobliwym wędrowcem jest sam Krzysztof Kieślowski: ""Ten obraz lekkości bytu jest jednym z dwóch, które pojawiają się we mnie, kiedy myślę o Krzysztofie" - napisała po śmierci reżysera Marion Doering. Obraz drugi, dodała, pochodzi z jego lat dużo późniejszych: "to Krzysztof taki, jakim prawdopodobnie widziało go wielu - zaciągający się papierosem, chłonący zmartwienia i mozół życia" [S. Zawiśliński, Kieślowski. Ważne, żeby iść…, Izabelin 2005, s. 100]. W Koncercie życzeń istotnie przeważa "lekkość bytu" - zamkniętego w piosenkach, klimacie letniego dnia, nawet w historii wystawionego na próbę uczucia. "Była praca, zabawa, przygoda. I powiew wolności. Wszystko się ze sobą przeplatało - pisze o realizacji etiudy Stanisław Zawiśliński, celnie dodając - Ślad tego został utrwalony na taśmie" [S. Zawiśliński, Kieślowski. Ważne, żeby iść…, Izabelin 2005, s. 99].