SOPLE PŁACZĄ NA ULICY WAWELBERGA
- Film dokumentalny
- Produkcja:Polska
- Rok produkcji:2000
- Barwny, 30 min
Historia rodzin Wawelbergów i Rotwandów, zasymilowanych rodzin żydowskich, zasłużonych dla rozwoju Warszawy.
"Na ulicy Wawelberga z sopli wiszących u rdzewiejącej rynny kapią krople, jak łzy. Jakby kawałki lodu płakały za tym, co odeszło w niepamięć. Wkrótce zabraknie już świadków, którzy mogliby opowiedzieć, jak to było, kim był patron ulicy i jego rodzina - Żydzi, którzy do tego stopnia czuli się Polakami, że kiedy Wacław Wawelberg zmarł w Brazylii, ciało - zgodnie z jego wolą - przewieziono do Warszawy i pochowano na cmentarzu żydowskim, pod płytą z napisem: Polak. Jego syn Hipolit natomiast, który żyje w Sao Paulo, kiedy wyjeżdża poza miasto, mawia potem: wracam do Warszawy, co znaczy, że wraca do domu, którego synonimem po kilkudziesięciu latach ciągle jest dla niego stolica naszego kraju. Prapradziadek Hipolita był tragarzem. Pradziadek Henryk zaś - sprzątaczem. Sprzątając nocą biura, na księgach buchalteryjnych uczył się czytać i pisać. Dzięki temu mógł odmienić swój los i dać początek rodzinnej fortunie. Jego syn Hipolit był już bardzo bogaty. Razem z żoną Ludwiką założył fundację, której celem było wspomaganie ubogich, zwłaszcza dzieci - żydowskich i polskich. Syn Wacław kontynuował ich dzieło. Budowali domy dla ubogich rodzin. Ten stojący przy ulicy noszącej jego imię był wtedy ewenementem: solidny, murowany, czteropięrowy, pośród małych drewniaków. Był wspaniały, czyściutki, na schodach leżały kokosowe chodniki, a każdy lokator miał klucz do sąsiedniej klatki schodowej, gdzie mieściły się łazienki i prysznice. Na trzecim piętrze była przychodnia "Kropla mleka", do której przychodziły ubogie matki po mleko dla swoich niemowląt. Takich domów Wawelberg zbudował wiele. Nikogo nie można było wyrzucić z nich na bruk. Wawelbergowie ponad wszystko cenili sobie życie rodzinne, co przenosili na stosunki społeczne, budując dla Żydów i Polaków szpitale, ochronki, żłobki, stołówki dla biednych, szkoły i warsztaty, w których młode dziewczyny mogły zdobywać zawód. Dzięki nim tysiące ubogich dzieci kształciły się, wyjeżdżały na letnie kolonie, znajdowały pomoc w potrzebie. A do tego sumptem Hipolita ukazywały się tanie wydania utworów Sienkiewicza, Prusa, Orzeszkowej, by mogli sobie na ich lekturę pozwolić także niezamożni. Tak rozumieli swoją przynależność do społeczeństwa polskiego. Dla swoich idei Hipolit pozyskał wspólnika, bankiera Stanisława Rotwanda i razem utworzyli Szkołę Techniczną Inżynieryjną, by przyczynić się do uprzemysłowienia kraju. Jej studenci i absolwenci do dziś z dumą mówią o sobie: wawelberczcy. To słowo pojawia się w ich nekrologach i wyjaśnia wszystko - jest symbolem pewnej kategorii ludzi. Kiedy Hipolit Wawelberg zmarł, Eliza Orzeszkowa pisała o jego niezwykłej dobroci wynikającej z przepełniającej go miłości. Henryk Sienkiewicz zaś przedstawiając jego dokonania podkreślał, że z prywatnych środków starał się zaspokojać ciężkie i kosztowne potrzeby społeczne, odciążając kasę biednego miasta, że z własnej woli wszedł do grona kilku lub kilkunastu - jak ich nazwał - skarbników narodu i był z nich najhojniejszy. W 1939 roku syn Hipolita, Wacław, wraz z żoną i synem Hipolitem opuścił Warszawę na wezwanie prezydenta Starzyńskiego. Rosjanie ze Lwowa wywieźli całą rodzinę na Syberię. Wacław i tam pozostał sobą. Nie udało mu się dostać do armii Andersa z powodu ciężkiej zimy uniemożliwiającej wydostanie się z dalekiej północy. Kiedy został mianowany mężem zaufania ambasady polskiej na obszar Tobolska, założył ochronkę, dom starców, szkołę - dla Polaków, którzy wyszli z więzień i obozów. 3 maja wywiesił polską flagę w samym centrum Syberii. Po wojnie Wawelbergowie wrócili do Warszawy. Część ich majątku i budynków, które wznieśli, legła w gruzach. Nowa władza wyzuła ich ze wszystkiego, co mogło przynosić dochód. Taki los podzielili także Rotwandowie. Hipolit ukończył szkołę stworzoną przez dziadka, ożenił się, uległ jednak ojcu, który nie mógł znieść nowej rzeczywistości, i zaakceptował jego chęć opuszczenia Polski. Zdobycie paszportu nie było wtedy łatwe. Wacław Wawelberg udał się do szarej eminencji Bermana. Ten zdziwił się: dlaczego chce pan wyjeżdżać? Bo kiedy kupuję zapałki - odpowiedział - nigdy do końca nie wiem, czy są moje, czy nie. Wyjechali. Z ogromnym żalem, pośród krzyków i łez. Na ulicy Wawelberga płaczą sople wiszące u rdzewiejącej rynny. Dziś takich dobroczyńców już nie ma. I niewielu jest takich obywateli. W filmie losy i dokonania Wawelbergów i Rotwandów wspomnają: Wacław Wawelberg, krewna obu rodzin - Hanna Szebko, synowa Stanisława Rotwanda - Maria, mieszkanki domu Fundacji Wawelbergów przy dawnej ul. Wolskiej - Felicja Sacharow i Heryka Ślusarczyk i wawelberczycy - Jan Nasiłowski, Eligiusz Bruliński i Stanisław Henning. [PAT]
Ekipa
pełna
|
skrócona
|
schowaj
- Reżyseriaw napisach określenie funkcji: Realizacjaw napisach określenie funkcji: Realizacja
- Scenariusz
- Zdjęcia
- Muzyka
- Dźwięk
- Montaż
- Montaż elektroniczny
- Produkcja