ZANIM ZNIKNĘ
1996Małgorzata Szumowska
Streszczenie pierwszej fabularnej próby Małgorzaty Szumowskiej to trudne zadanie. Składa się na nią raczej ciąg obrazów-skojarzeń niż opowieść zamknięta w związki przyczynowo-skutkowe. Akcja rozgrywa się w całości w przestrzeni rezydencji z parkiem, jej zasadnicza cześć toczy się wieczorem i w nocy. Rozbawieni goście docierają na uroczystość - jubileusz lub imieniny. Są kwiaty, elegancka kolacja, wytworne stroje, uśmiechy, życzenia i tańce. Na tym obrazie pojawiają się jednak drobne rysy. Uśmiechy od czasu do czasu zastygają na ustach, ubrania niemal wszystkich biesiadników są czarne, jedna z kobiet ma na głowie kapelusz z żałobną woalką. Jako wizualny lejtmotyw powraca ujęcie wanny, we której na wodzie kołyszą się kwiaty. Może obserwujemy więc stypę... Zagadkowe napięcie wywołują również dźwięki - eksponowane efekty akustyczne kolacji (uderzenia kieliszków i sztućców) i muzyka oraz scenografia i światło - żółty blask świec przy stole, krwista czerwień lampionów zawieszonych nad głowami tańczących, nagle zrywający się wiatr, szarpane nim firanki, mgły nad ogrodem. Szumowska nie wprowadza dialogów. Bohaterowie porozumiewają się więc przy pomocy gestów lub szeptem niesłyszalnym dla widza. Na koniec rodzi się kolejne pytanie, które pozostaje bez odpowiedzi - jeśli ukazana została stypa, to po czyjej śmierci...?
Etiudę rozpoczyna ujęcie, które nie wyjaśnia fabuły, ale określa konwencję. Panorama po tafli stawu ukazuje odbicie bujnej roślinności i fasady budynku. To, co zobaczymy nie będzie więc zapisem rzeczywistości, lecz jej zniekształconego przez pamięć (?), emocje (?) odzwierciedlenia. Zanim zniknę to film wyjątkowy w dorobku Małgorzaty Szumowskiej, w którym dominują utwory realistyczne mocno osadzone w społecznym "tu i teraz". Jednocześnie jednak otwierający w jej twórczości wątek rozważań nad umieraniem i rytuałami związanymi z odchodzeniem, który powróci w dokumencie A czego tu się bać i w zdecydowanie bardziej osobistej odsłonie w 33 scenach z życia. Genezę pomysłu na etiudę zrealizowaną pod opieką Wojciecha Jerzego Hasa reżyserka wyjaśniła po latach w rozmowie z Janem Strzałką: "Kina jednak nie dziedziczy się w genach, trzeba się go uczyć. I tu pojawił się Has. Has nie cierpiał - jak mówił - płytkiego realizmu. Pobłażliwie oceniał scenariusze, w których próbowaliśmy opowiadać o naszych doświadczeniach w rodzaju: rzucił mnie chłopak, nikt mnie nie kocha, itd., itp. Żądał, by się uwolnić od banału, publicystyki, nie trzymać się realizmu jak matczynej spódnicy, nie bać się metafory. Jeśli ktoś chce pozostać przy płytkim realizmie - mówił - niech się bierze za seriale. (...) W pierwszej etiudzie studenckiej całkowicie odbiłam się od rzeczywistości. Totalna jazda: jakieś kozy, które nie wiadomo skąd się wzięły, stypa, kwiaty w wannie. Hasa zatkało, ale bronił mnie: "ma dziewczyna wyobraźnię, chaotyczną, ale ma"." ("Tygodnik Powszechny" 2003, nr 24).