ARGENTYNA
1970Radosław Piwowarski
Osiem lat po nakręceniu szkolnej etiudy Argentyna, Radosław Piwowarski przyznał: "Należę do pokolenia, na które ogromny wpływ miała tak zwana "szkoła czeska". Od tego czasu upłynęło już wiele lat, ale to czeskie kino jakoś w nas pozostało i pokutuje. Chodzi tu raczej o sposób inscenizacji, sposób przedstawienia bohatera, aniżeli o sprawy, które to kino poruszało. Ale w tym sposobie inscenizacji i ciepłym stosunku do bohatera kino "szkoły czeskiej" jest nam bardzo bliskie" [Młody film polski - próba sondażu, "Kino" 1978, nr 8, s. 11]. Gdyby szukać dla tych słów filmowej egzemplifikacji, wspomniana Argentyna sprawdza się znakomicie.
Prowincjonalne miasteczko Miechów szykuje się na patriotyczną uroczystość, mającą uczcić bohatera Insurekcji Kościuszkowej, Bartosza Głowackiego: "Użyję z radością słów poety: "z takich, jak my, był Głowacki!"" - recytuje do mikrofonu główny organizator obchodów (rola Juliusza Janickiego). Smętne uliczki przystrojono flagami, karczmarz obiecuje pełną gotowość ("piwo się też znajdzie" - uspokaja), swą rolę ćwiczy poetycko usposobiony mężczyzna, który najważniejszych gości (tych "z województwa") przywitać ma w stroju chłopa-bohatera. Tyle że owi goście - bez specjalnego żalu zapewne - ostatecznie nie docierają. Mały świat pozostaje małym światem. I nawet jeśli jego aspiracje sięgają znacznie dalej, to zawsze znajdzie się ktoś, kto spojrzy na nie trzeźwo. Stary karczmarz nie ma złudzeń: "Oni z nas żartują, oni nas lekceważą…".
Podstawowa siła Argentyny to zderzanie "wielkiego" z "małym", "patetycznego" z "przyziemnym". Tak dzieje się choćby we wspaniałej scenie aktorskiej próby - przebrany za Bartosza Głowackiego, milczący i spolegliwy aktor próbuje podążać za wskazówkami energicznego inscenizatora: "Tak! Mocniej jeszcze! Tak! Wyżej czapkę! Wyżej kosę! Żeby zrozumieli, bo to jest ważne, o! Jeszcze mocniej! No, ale tak twarzą zagrajcie, żeby wiedzieli, że wy jesteście chłop! Hurrraaa!". W pamięć zapada też choćby ostatni kadr etiudy: ciemność, pod nią schowane miasteczko, trochę światła pada tylko na specjalnie wykonaną instalację z krążącym wokół ziemi sputnikiem. Ktoś wprowadza go długim kijem w ruch. I tak krąży sobie sputnik - przy wtórze rzewnej pieśni Argentyna - po nocnym niebie Miechowa.
Przebija przez te wszystkie obrazy życzliwość, z jaką Piwowarski spogląda na swych bohaterów. Jeśli chce, by ich aspiracje, słowa czy gesty nas rozśmieszyły, to intencja ta pozostaje wolna od złośliwości. Po latach reżyser powie: "Marzyłem o takim Pali się, moja panno [film Miloša Formana z roku 1967 - PP] w remizie strażackiej w Miechowie, ale drugi raz podobnego filmu zrobić się nie da" [Słodkie, gorzkie, rozmowa B. Janickiej z R. Piwowarskim, "Film" 1988, nr 33, s. 5]. A gdyby się jednak dało? Argentyna dowodem, że efekty mogłyby być zadziwiające.