BALLADA O DZIKIM ZACHODZIE
1960Jan Budkiewicz
Film jest ilustracją życia na tzw. "dzikim zachodzie", czyli w zachodniej części Warszawy na początku lat sześćdziesiątych. W balladowym, sentymentalnym nastroju autor ukazuje koloryt życia zapomnianych i niemodernizowanych dzielnic stolicy.
Na pierwszy rzut oka szkolny film Jana Budkiewicza wydaje się mocno spóźnionym krewniakiem dokumentów "czarnej serii". Jego tematem są bowiem zaniedbania w sferze opieki państwa nad społeczeństwem. Ukazuje trudne warunki życia w jednej z centralnych dzielnic Warszawy. Zrujnowane kamienice, niewielkie zakłady rzemieślnicze, handel uliczny, ktoś przerzuca siano, ktoś zaprzęga konia do wozu - a wszystko to tuż za Dworcem Głównym. Kamera panoramuje od Alej Jerozolimskich i ul. Emilii Plater, by uzmysłowić widzowi, jak niedaleko od centrum toczy się życie bliższe swym rytmem i organizacji małej miejscowości niż stolicy. Narrator z ironią interpretuje obrazy "dzikiego zachodu": "Styk Marchlewskiego z Grzybowską. Przeludnione rudery, większe niż wszędzie zaniedbanie i problemy typowe dla całej tej części miasta. Na 56 tysięcy mieszkańców zaledwie 27 obiektów socjalnych szkolnych i kulturalnych. Natura nie znosi jednak próżni, dlatego możemy obejrzeć jedyne w swoim rodzaju ogródki jordanowskie, przedszkola, świetlice, a nawet plaże. (…) Przeszło siedemset rodzin na "dzikim zachodzie" zamieszkuje jeszcze takie malownicze ustronia." Panorama ukazuje dzieci bawiące się przy śmietnikach, młodzież grającą w karty na ławkach otoczonych dziko rosnącą zielenią, ludzi opalających się i domy zbudowane naprędce z byle czego, połatane mury, sznury prania rozpięte między szopami.
Choć komentarz w dużej mierze ustawia odbiór prezentowanej rzeczywistości, nie ma w nim oskarżycielskiego tonu charakterystycznego dla "czarnej serii". Pozostawia widzom nieco przestrzeni na własną interpretację pejzażu "dzikiego zachodu". Pobrzmiewa w nim bowiem pewna ambiwalencja nieobecna w dokumentach Jerzego Hoffmanna i Edwarda Skórzewskiego czy Kazimierza Karabasza i Władysława Ślesickiego. Narrator zauważa wprawdzie brak troski o tę część Warszawy, ale jednocześnie plany modernizacyjne postrzega w kategoriach wyroku. Za kilkanaście lat, gdy na miejscu stajni i zarośniętych krzakami gruzów staną nowoczesne budynki, "dziki zachód" zachowa się już tylko w "niesławnej historii i podwórkowej balladzie". Paradoks komentarza polega na łączeniu krytyki z nostalgią, co sprawia, że widz zaczyna odczuwać pewien żal i tęsknotę za spokojem i beztroską życia w dzielnicy, mimo biedy i zniszczeń.
Ów szczególny wydźwięk narracji zza kadru wzmacnia powracająca w ścieżce dźwiękowej tytułowa ballada Zdzisława Kazimierczuka - dziennikarza i reportażysty, który był również autorem komentarza w filmie. W tekście utworu rzeczywistość westernowa zestawiana jest z warszawskim "dzikim zachodem", którego "historię furmanka dyszlami podpiera." Ton ballady współbrzmi z ironiczno-nostalgicznym komentarzem: "A jednak ciekawsze jest ranczo warszawskie od tego na drugiej półkuli, bo nawet w Teksasie nie mają za bramą prerii z Pałacem Kultury." Na równych prawach z narracją słowną piosenka buduje strukturę filmu Budkiewicza. Powracający motyw muzyczny jest jednym z filarów balladowego charakteru etiudy. Pozostałe tworzą: powtarzające się długie panoramy oraz subtelna obserwacja niezainscenizowanej rzeczywistości, co również oddala etiudę Budkiewicza od filmów "czarnej serii." Marek Hendrykowski w słownikowej definicji ballady filmowej pisał: "Ilekroć mowa o balladzie filmowej przychodzą na myśl tylko nieliczne tytuły. Nic dziwnego. Należy ona do gatunków rzadkich i szlachetnych, uprawianych włącznie w celach artystycznych." (M. Hendrykowski, Leksykon gatunków filmowych, Poznań-Wrocław 2001, s. 16).