DZIENNIKI
- Spektakl telewizyjny
- Rok produkcji:1996
- Premiera:1996. 02. 23
- Barwny, 44 min
"Poniedziałek: Ja. Wtorek: Ja. Środa: Ja. Czwartek: Ja" - ten niezwykły początek "Dzienników" Witolda Gombrowicza obrósł już legendą. Mikołaj Grabowski nie mógł od innych słów zacząć swego monodramu. Inscenizacja "Dzienników" to nie pierwsza wyprawa tego artysty w świat Gombrowiczowskich wizji, obsesji i pytań. W roku 1981 zrealizował sceniczną wersję "Trans - Atlantyku", która zasłużenie zdobyła sobie miano wybitnej. Po dziewięciu latach spektakl zarejestrowano dla potrzeb Teatru Telewizji, a niedawno włączono do elitarnego grona Złotej Setki. Grabowski czuje i rozumie Gombrowicza. Zna jego twórczość na wylot. Czy to jednak wystarczy, by z trzech pokaźnych tomów diariuszy pisarza wykroić reprezentatywne fragmenty na zaledwie czterdziestopięciominutowy spektakl? Zadanie karkołomne, lecz Grabowski sobie poradził. Pominął, rzecz jasna, wiele istotnych ustępów, jak choćby słynny "Diariusz Rio Parana", ale to było nieuniknione. W zamian zaoferował przedstawienie dramaturgicznie zwarte, myślowo inspirujące, ciekawe pod względem scenograficznym. Nie zabrakło żadnego z wielkich tematów Gombrowicza. Są więc rozważania, dotyczące Formy i jej różnorodnych przejawów, od narodu począwszy na katolicyzmie skończywszy. Są refleksje o współczesnych kierunkach w filozofii i sztuce. Są wreszcie wątki stricte polskie, wywody na temat miejsca Polski i polskości w XX wieku. Przede wszystkim jednak Grabowski skupił się na kluczowym problemie w twórczości autora "Ferdydurke", tzn. na nim samym. Kim jestem? Jaki jest mój duchowy rodowód? Jak zachować swoje "Ja", gdy większość ludzi bezwolnie ulega tyranii stereotypów i ról społecznych? Te pytania nurtowały pisarza do śmierci. Świadczy o tym niemal każda karta jego dziennika. Gombrowicz - filozof, Gombrowicz - artysta słowa, Gombrowicz - obrońca ludzkiego indywiduum. A Gombrowicz - człowiek? Dobrze się stało, że Mikołaj Grabowski nie zapomniał i o tym, choć autor "Kosmosu" niezbyt często uchylał rąbka własnej intymności. Zdarzało mu się wszakże przyznać do pewnych wad i słabostek. Znany z intelektualnego dystansu do świata potrafił zaskoczyć niezwykle przejmującym opisem swojej bezradności wobec cierpienia. Jak choćby wówczas, gdy zauważył na plaży żuka przewróconego na plecy przez wiatr. Postawił nieszczęśnika na nogi, ratując mu w ten sposób życie. Potem spostrzegł drugiego, trzeciego, czwartego: "...tak sparzyłem się z ich męką, tak bardzo w nią wsiąkłem, że widząc opodal nowe żuki na równinach, przełęczach, w wąwozach, ową wysypkę torturowanych punkcików, jąłem po tym piasku ruszać się jak oszalały, z pomocą, z pomocą, z pomocą! Ale, wiedziałem, to nie może trwać wiecznie - wszak nie tylko ta plaża, ale całe wybrzeże, jak okiem sięgnąć, było nimi usiane, więc musi nadejść moment, w którym powiem "dość" i musi nastąpić ten pierwszy żuk nie uratowany. Który? Który? Który? Co chwila mówiłem sobie "ten" - i ratowałem go, nie mogąc zdobyć się na tę straszną, nikczemną prawie arbitralność - bo i dlaczego ten, dlaczego ten? Aż wreszcie dokonało się we mnie załamanie, nagle, gładko zawiesiłem w sobie współczucie, stanąłem, pomyślałem obojętnie "no, dość tego", rozejrzałem się, pomyślałem "gorąco" i "trzeba wracać", zabrałem się i poszedłem. A żuk, ten żuk, na którym przerwałem, pozostał wymachując łapkami..." [PAT]
Ekipa
pełna
|
skrócona
|
schowaj
- Reżyseria
- Scenariuszw napisach określenie funkcji: Adaptacja
- Zdjęcia
- Scenografia
- CharakteryzacjaKatarzyna Machelska
- Dźwięk
- Montaż
- Montaż elektroniczny
- Kierownictwo produkcji
- Produkcjadla Programu 2 TVP
- Obsada aktorska
Pierwowzoryschowaj
Pierwowzór | |
DZIENNIKI | |
Autor | Witold Gombrowicz |