Aktorzy w obiektywie Wojciecha Plewińskiego
23 maja 202226 maja o godzinie 19. w galerii "Spot W." przy ul. Stalowej 33 w Warszawie odbędzie się wernisaż wystawy "Nieulotne", prezentującej portrety wybitnych postaci
związanych z polskim kinem, przede wszystkim aktorek i aktorów, autorstwa Wojciecha Plewińskiego, legendy polskiej fotografii. Fotografie
m.in. Anny Dymnej, Beaty Tyszkiewicz, Doroty Segdy, Grażyny
Barszczewskiej, Anny Seniuk, Krzysztofa Komedy, Andrzeja Wajdy,
Daniela Olbrychskiego czy Jerzego Stuhra artysta wywołał specjalnie na wystawę "Nieulotne". Będzie ona ucztą zarówno
dla wielbicieli polskiego kina, jak i znawców oraz kolekcjonerów fotografii artystycznej. Zwiedzający będą mieli okazję zobaczyć pierwsze profesjonalne zdjęcia wielu
późniejszych gwiazd polskiej kinematografii, słynne intymne portrety Krzysztofa i Zofii Komedów, nastoletnią Beatę
Tyszkiewicz w domu Jerzego Turowicza, porywającą zarówno siłą, jak i melancholią fotografię Barbary Kwiatkowskiej wykonaną na kultowym Jazz
Campingu w 1959 roku, Andrzeja Wajdę na tle plakatów do swoich filmów na spotkaniu w ZPAP w 1963 roku czy w czasie prób do "Biesów" w Starym
Teatrze (1971), fantastyczne szalone trio w sesji z 1965 roku dla "Przekroju", czyli Monikę Dzienisiewicz, Grażynę
Hase i Daniela Olbrychskiego, czy Krystynę Zachwatowicz-Wajdę w zaskakującej roli modelki (1960).
Wystawę będzie można zwiedzać do 18 czerwca.
Z okazji "Nieulotnych" kuratorka wystawy, Liwia Mądzik zwróciła się do kilku artystek i artystów z prośbą o garść wspomnień ze współpracy z Wojciechem Plewińskim w kontekście konkretnych zdjęć, które zostaną zaprezentowane na wystawie. Odzew był wspaniały i pokazał, jak ważne dla nich wszystkich były te spotkania, jak sprawiły, że stały się nieulotne.
ANNA DYMNA
Czas jest czymś, co nieubłaganie idzie do przodu i żeby nie wiem, kto, co, nawet jakby diabła znał i zaprzedał duszę, to i tak tego nie zatrzyma. A oni (fotograficy)
zatrzymują. Wojtek zatrzymał ważne, piękne chwile, bo pięknie to robił. Dlatego te chwile stawały się jeszcze piękniejsze przez to, że to ON je sfotografował. Pamiętam
tamten zapach, pamiętam kolory, pamiętam wszystko. To jest dla mnie skarb.
Poznałam Wojtka, kiedy zaczęłam studiować w szkole teatralnej. Będąc na pierwszym roku, zagrałam u Lidii Zamkow w "Weselu" w Teatrze
Słowackiego. Grałam Isię i Chochoła. To jest ważne, bo wówczas zetknęłam się po raz pierwszy, z kimś takim, kto jest fotografem, i robi zdjęcia do spektaklu. Po
premierze była zwołana próba i były zdjęcia ze scen. I wtedy pojawił się przystojny pan Wojciech Plewiński. Ja się wszystkiego bałam. Byłam dzieckiem. Miałam 18 lat.
Ale był to dla mnie fascynujący świat. I pierwsze profesjonalne zdjęcia.
Potem minęło parę miesięcy, była wiosna. Pamiętam, że szłam ulicą świętego Jana w Krakowie, w takiej króciutkiej spódniczce. Miałam koński ogonek i grzyweczkę.
Zatrzymał się koło mnie samochód. Wysiadł z niego pan Wojciech. Podszedł do mnie i mówi tak: "Córeczko, dziewczynko, ja jestem fotografem i robię zdjęcia do "Przekroju"
na okładki, dziewczyny na okładkę. Nie wiem, czy czytasz już "Przekrój"?". On tak do mnie mówił , jak do małego dziecka. "Jak się na ciebie popatrzyłem, to pomyślałem
sobie, że ja bym ci zrobił zdjęcia". W ogóle mnie nie poznał, tylko mówił: "Wiem, że musiałaby się Twoja mamusia zgodzić, ale to byśmy pojechali do mamusi i jakby się
mamusia zgodziła, to ja bym ci zrobił zdjęcia na okładkę". A ja taka zdziwiona stałam, bo nie wiedziałam, czy mam mu powiedzieć, że jestem studentką pierwszego roku i
że go przepraszam, ale on to mnie już fotografował. W końcu nic nie powiedziałam, bo mnie wzruszył, mówiąc: "I nie bój się nic. Ja nie jestem żaden zboczeniec ani nic
takiego. Tam siedzi moja żona. Może byśmy podjechali do mamusi?". Pomyślałam: w porządku. Wsiadłam do ich samochodu. Siedziała tam rzeczywiście pani Joasia i
pojechaliśmy do mamusi.
I tak doszło do tej pierwszej sesji. Wywieźli mnie za Kraków. Joanna opiekowała się mną, ubierała, robiła mi makijaż, malowała rzęsy, oczy, bo ja wtedy w ogóle nie
umiałam się malować. Byłam wówczas tak niewinnym, naiwnym dzieckiem, że w ogóle nie umiałam pozować. Wojtek był strasznie miły, sympatyczny, a ja jak takie zwierzątko
trochę. Powiedzieli mi wtedy: "Będziesz aktorką. Nie wstydź się, ciało to jest twój warsztat pracy i to jest bardzo piękne. Czas mija. Fotografuj się".
To wtedy miałam zrobiony swój pierwszy półakt, taki w zbożu, z gołym biustem. I jestem tam jeszcze trochę dzieckiem, jeszcze w takim pączku. Dzięki Wojtkowi mam
uchwycony ten moment.
Po tej sesji pokazała się moja okładka w "Przekroju". Jestem trochę z profilu. Mam taką chudą szyjkę i tak ślicznie to wygląda, w takim kółeczku. I to jest moja
pierwsza okładka w życiu. Właśnie autorstwa Plewińskiego.
Jaki jest Wojciech Plewiński? Wojtek to jest Wojtek. Jest sympatyczny, jest gentlemanem, jest uroczy. Jak kogoś fotografuje, to się nie peszysz, tylko się cieszysz, że
jesteś. Coś takiego sprawia, że tak patrzy na ciebie, że ty się cieszysz, że on cię fotografuje. I dzieje się coś takiego, że nabierasz luzu i jesteś prawdziwa, nie
robisz głupich min, nie napinasz się, nie wciągasz niczego.
Potem wielokrotnie brałam udział w różnych sesjach. Nie ukrywam, że to jest ogromna sztuka. Bardzo rzadko sesje stają się przyjemnością, bo to jest naprawdę trudne,
okropnie męczące. Nieraz brałam udział w takich sesjach, że czasem myślałam sobie: Boże, wolałabym iść do ginekologa albo dentysty. Takie były koszmarne.
Z Wojtkiem, przez to, że był delikatny i wrażliwy, tworzyłam relację podobną do tych, jakie ma się też z operatorami. Między kobietą i operatorem czy fotografem
istnieje taka więź, jaka nie istnieje na żadnym innym polu. Oni w taki dziwny sposób na kobietę patrzą. Jak jesteś młoda i piękna, jak to oni mówią "piękna młodością",
bo piękno jest ulotne, to oni się patrzą na ciebie z takim swego rodzaju wzruszeniem, jakby mieli do czynienia z jakimś skarbem, promieniem. I jest bardzo miło, jak
ktoś na ciebie tak patrzy. A Wojtek robił to delikatnie, wyjątkowo delikatnie. Byłam zawsze niezwykle dumna, że Plewiński mnie fotografował. Potem się okazało, że jemu
też to przyjemność sprawiało. Gdy się spotykamy, to jest to fantastyczne przeżycie za każdym razem. Dla mnie Wojtek się nie zmienia w ogóle.
GRAŻYNA BARSZCZEWSKA
Kraków. Mój pierwszy rok studiów w Szkole Teatralnej i mój pierwszy kontakt z taką (!!!?) fotografią. (To znaczy mieć szczęście!)
Ja kompletnie "zielona", nieświadoma, bez makijażu.
On - Pan Wojciech - przystojny (!), taktowny, delikatny, niezwykle ciekawie opowiadający o swoich przygodach nurkowania i... krótkie, niemęczące, sprawne spotkanie z
okiem aparatu - okiem Artysty, które zapisało prawdę tamtej chwili studentki pierwszego roku - świeżość, ciekawość nowego doświadczenia i zdziwienie pierwszego negliżu.
Dziękuję Panie Wojciechu!
DANIEL OLBRYCHSKI
Gdy patrzę na te zdjęcia Wojtka Plewińskiego z drugiej połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku napływa fala miłych wspomnień. Ta sesja fotograficzna była robiona
na zamówienie "Przekroju". Modelkami były Monika Dzienisiewicz i Grażyna Hase, a ja, popularny już wtedy młody aktor,
byłem takim scenograficznym dodatkiem. Sesja miała miejsce na mariensztackim poddaszu Basi Hoff, które było również mieszkaniem jej męża
Leopolda Tyrmanda przed jego emigracją. Gdy Basia wyjechała na rok do Anglii wspaniałomyślnie, bezpłatnie, zostawiła ten piękny strych
Monice Dzienisiewicz i mnie. Odbyło się tam nasze huczne weselisko w marcu 1967 roku. Iluż wspaniałych ludzi się tam przewinęło. A króciutko
przystrzyżona wtedy Grażyna Hase… Na tej sesji jeszcze nie wiedziałem, że kilka lat później stanie się bardzo bliską mi kobietą. Te zdjęcia to romantyczne wspomnienia
z mojej młodości.
ANNA SENIUK
Wojciech Plewiński - nie dość, że utalentowany, to jeszcze piekielnie przystojny, obiekt westchnień całego żeńskiego Krakowa!
Całe dekady wyławiał z tłumu, z uczelni, z Plant rzesze "kociaków", które zdobiły okładki kultowego "Przekroju".
Zatrzymałeś w obiektywie naszą szaloną młodość…. Chwała Ci za to!
BEATA TYSZKIEWICZ
W życiu byłam szczęściarą.
Mając 16 lat zagrałam w filmie.
Potem uczyłam się w Szymanowie z obiema córkami państwa Turowiczów z Krakowa (Jerzy Turowicz był wieloletnim redaktorem naczelnym "Tygodnika Powszechnego").
To był niezwykły dom. Tam też poznałam zaprzyjaźnionego z Turowiczami Wojtka Plewińskiego, który zrobił mi pierwsze zdjęcia (zdjęcie w czarnej bluzeczce jest właśnie
tam zrobione).
Potem spotkaliśmy się nad morzem, gdzie byłam na wakacjach. Tam powstały zdjęcia na plaży.
Wojtek to najprzystojniejszy człowiek, jakiego spotkałam w życiu. Miał też niezwykły czar. Był hojny i obdarował mnie swoimi fotografiami, które mam do dziś.
Moje zdjęcie ukazało się nawet na okładce "Przekroju". To było wyróżnienie.
Wszystkiego dobrego, Wojtku. Dziękuję, że pojawiłeś się w moim życiu.
KRYSTYNA ZACHWATOWICZ-WAJDA
Znamy się "od zawsze" i mogę powiedzieć, że zawsze ta znajomość była przyjaźnią.
Od Piwnicy pod Baranami - po 56 roku poprzedniego wieku - gdzie występowała piękna Joanna Plewińska, a ja z nią - w kabarecie Piotra Skrzyneckiego. A Wojtek tak pięknie
kabaret fotografował.
Wtedy też, za Jego namową wystąpiłam dl Niego - pierwszy i jedyny raz - jako modelka.
Bardzo ważną, nie tylko przecież dla mnie, była Jego dokumentacja fotograficzna moich i naszych zrealizowanych z Andrzejem Wajdą przedstawień
w Teatrze Starym w Krakowie. Ta praca Wojtka jest bezcennym przypomnieniem tego wspólnego pięknego czasu.
Dziękuję Ci z całego serca, Wojtku drogi, za to że dzięki Tobie ślad naszej przyjaźni został tak pięknie utrwalony.